Nicki Pedersen dotąd nie opuścił szpitala w Grudziądzu. 3-krotny mistrz świata na żużlu przebywa tam od niedzieli, od kraksy z Piotrem Pawlickim. Obaj zawodnicy uderzyli we fruwające motocykle. Pawlicki złamał dwie łopatki, Pedersen ma złamaną miednicę. Na torze podali mu morfinę, teraz przetaczają mu krew Zawodnik ZOOleszcz GKM-u już na torze miał poddaną morfinę, po czym został błyskawicznie przetransportowany do szpitala. Kiedy klubowi działacze odwiedzili go w poniedziałek, to byli pełni najgorszych obaw. Wydawało im się, że z tego wypadku Pedersen się nie wyliże i nie wróci na tor. To się jednak zmieniło. Pedersen odzyskał humor i pozytywne nastawienie. We wtorek, mimo kiepskich wyników badań krwi, przywitał prezesa klubu Marcina Murawskiego z uśmiechem na ustach. Mówił, że choć długa droga przed nim, to już myśli o powrocie do żużla. W GKM-ie bardzo się z takiego nastawienia zawodnika cieszą, bo akurat Pedersena nie zamierzali się pozbywać po sezonie. Wręcz przeciwnie. Chcą wokół niego budować zespół. Stracił dużo krwi przez śrubę, która wbiła się w ciało Teraz chodzi o to, żeby jak najszybciej przeprowadzić operację w Danii. Złe wyniki badania krwi (niski poziom hemoglobiny) trochę opóźnią cały proces. Pedersen będzie mógł być przetransportowany drogą lotniczą dopiero po tym, jak lekarze przetoczą mu krew. Ten kłopot z krwią, to efekt tego, że w trakcie wypadku Pedersenowi wbiła się śruba. Weszła ona na głębokość 5 centymetrów. To przez to Duńczyk stracił sporo krwi. Dodajmy, że po operacji miednicy proces dojścia do pełnej sprawności trwa pół roku. W GKM-ie już jednak żartują, że pół roku to jest u normalnego człowieka, bo u Nickiego będzie krócej. Im prędzej stanie na nogi, tym lepiej. W tym wszystkim ważne jest bowiem to, żeby jak najszybciej rozpoczął przygotowania do sezonu 2023.