Ryga zorganizowała pierwszy w historii turniej GP. W 2014 roku zawody także były planowane w stolicy Łotwy, ale z powodu opadów deszczu przeniesiono je do Daugavpils. W sobotę wreszcie Ryga się doczekała. Zawody okazały się sukcesem organizacyjnym, ale nieco przyćmionym przez kiepski stan toru. Wielu zawodników miało problemy z płynną jazdą, było sporo upadków. A przecież mówimy o najlepszych żużlowcach na świecie, nie jakichś juniorach po licencji. - Tor był bardzo zdradliwy. Można było łatwo się na coś wpakować, dlatego cieszę się że ukończyłem zawody cały i zdrowy - powiedział nam Fredrik Lindgren, który w Rydze przegrał tylko z Bartoszem Zmarzlikiem. - Trudno się jeździło, trzeba było bardzo uważać. Ogólnie jednak pierwsze GP w tym miejscu oceniam zdecydowanie na plus. Dobrze, że są nowe lokalizacje. Może z tym torem też da radę coś zrobić - dodał, jak zwykle będąc mocno oszczędnym w słowach. Polski mistrz go upokorzył. Tak zareagował W sobotę Lindgren jechał naprawdę dobre zawody i było widać, że jest jednym z faworytów do zwycięstwa. Mniej więcej w środku turnieju prezentował się dużo lepiej wizualnie niż nawet Zmarzlik. Koniec końców jednak to znów Polak zwyciężył, w finale dosłownie przelatując obok Lindgrena po zewnętrznej. To może boleć. - Cóż, oczywiście że szkoda. Przecież chciałem wygrać. Ale nie mogłem powstrzymać Bartka, był zbyt szybki - opisał Lindgren. Tak czy inaczej szwedzki żużlowiec jest numerem dwa tego sezonu i w klasyfikacji generalnej przegrywa tylko ze wspomnianym Zmarzlikiem. Pewnym krokiem zmierza po srebro, choć oczywiście niczego jeszcze nie może być pewien. Lindgren kolejny raz udowadnia, że należy do ścisłej, światowej czołówki. Od lat kolekcjonuje medale, brakuje mu jednak realnego powalczenia o to, co najcenniejsze. Problem w tym, że aktualnie nawet on - numer dwa na świecie - nie ma szans ze Zmarzlikiem.