Dostał fortunę za podpis, teraz może wylecieć z ligi. Mistrz świata w tarapatach
Oferta ZOOleszcz GKM-u Grudziądz spadła z nieba Jaimonowi Lidseyowi, kiedy odchodził z FOGO Unii. Australijczyk na dzień dobry otrzymał dużo większe pieniądze niż w Lesznie. Mistrz świata juniorów chciał bardzo zmienić otoczenie. Potrzebował nowych bodźców, bo jego kariera stanęła w miejscu. W nowym klubie nie zaliczył progresu, co wpłynęło na brak ofert ze strony innych prezesów. Teraz czeka go ostatnia szansa. W innym wypadku może wylecieć z PGE Ekstraligi.
Kiedy Jaimon Lidsey trafił do Leszna, twierdzono, że to następca Leigh Adamsa. Wszak Australijczyk został polecony działaczom właśnie przez legendę FOGO Unii. Sezon 2020 rozpoczął z przytupem i momentalnie wywalczył miejsce w pierwszym składzie. To już przeszłość, bo z roku na rok jest coraz gorzej.
Takiej kasy nie widział na oczy
Kolejne lata w Unii nie były już tak udane. Kiedy skończył 24 lata, odszedł do ZOOleszcz GKM-u. Bardzo chciał zmienić otoczenie, potrzebował nowych bodźców, by nie stanąć w miejscu. Na dzień dobry otrzymał dużo większe pieniądze niż te, na które mógł liczyć w Lesznie.
Lidsey nieoficjalnie miał skasować około 700 tysięcy złotych za podpis i 7 tysięcy złotych za punkt. Analizując jego występy, można zauważyć, że w Grudziądzu nie zanotował progresu. Zdobył podobną liczbę punktów, a jego średnia biegowa na domiar złego znacząco spadła.
Ostatni dzwonek, kolejnej szansy nie będzie
Przez pewien czas wydawało się, że to może być jego ostatni sezon w PGE Ekstralidze. Prezesi innych klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej nie wykazywali większego zainteresowania jego usługami. Z jednej strony może to dziwić, ponieważ Australijczyk, jak już wspomniano, nie jest wcale drogi.
W ostatnich dwóch latach potrafił prezentować lepszą formę niż Kacper Woryna, Maksym Drabik, Paweł Przedpełski czy Bartosz Smektała. Sęk w tym, że nie jest Polakiem i to w tym wypadku mogło grać główną rolę. Wymogi regulaminowe w takich okolicznościach po prostu sprzyjają naszym reprezentantom.
Teraz jednak może się okazać, że będzie to już naprawdę ostatni dzwonek dla 25-latka. Żadna regulacja już go nie chroni, więc miejsce w elicie musi wywalczyć na torze. Tym bardziej, że w Grudziądzu mierzą coraz wyżej. Jeśli pójdzie w odstawkę, to będzie jednym z najbardziej łakomych kąsków transferowych dla klubów z zaplecza.
Już w tym roku przebąkiwało się o tym, że na celownik obrała go Texom Stal Rzeszów. Na wschodzie Polski rośnie kolejna potęga, która w najbliższym czasie chce awansować do Ekstraligi. W przyszłym roku będzie im bardzo trudno, ale biorąc Lidseya na sezon 2026, mogą być głównym faworytem rozgrywek.