Dariusz Ostafiński, Interia: Burza w sieci, bo kibice piszą, że pan ich obraził po przegranym meczu. Oskar Polis, żużlowiec H.Skrzydlewska Orła Łódź: Jednemu z nich powiedziałem, żeby zjadł snickersa, a on obudził całą resztę. I teraz jest cała akcja, żeby odsunąć pana od składu. Wypomina się panu, że kilka lat temu pokazał pan kibicom Orła wyprostowany środkowy palec. - Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem, a z akcją zgodzić się nie mogę. To trener jest od ustalania składu i tylko on może mówić, kto ma startować w meczu. Sami nie wierzyli w to, czego dokonali. Telefon nie milknie, a zaraz derby Polis o zachowaniu kibica. Na to nie ma jego zgody To się porobiło. - Ja ciężki człowiek jestem i pewnie dlatego nie wszyscy mnie lubią. Zapewniam jednak, że do startów w drużynie Orła podchodzę na serio. To moja praca. I to nie jest tak, że ja czy drużyna chcieliśmy w Rzeszowie dostać lanie. I nie mogę się zgodzić, żeby jeden pan będący pod wpływem nas obrażał. Nic takiego strasznego nie powiedziałem, a jego zabolało. Lanie jednak było i to takie konkretne. - Jednego zawodnika nam zabrakło. Jakby Luke Becker nie miał słabszego dnia i zrobiłby 7-8 punktów, to mecz też byłby przegrany, ale nie tak wysoko. Gospodarze wygraliby maks pięcioma punktami i nie byłoby tego dramatu. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale w Rzeszowie zawsze ciężko się jeździ. Tam ciężko się dopasować do toru. W telewizji eksperci mówili, że zawodnicy Orła siedzą sztywno na motocyklach. Jakby wam jazdy i treningów brakowało. - Za innych nie będę się wypowiadał. Jeśli chodzi o mnie, to miałem wystarczającą liczbę sparingów i treningów. Ja żadnej sztywności nie czuję. Jestem luźny. Jazdy było naprawdę sporo, nie ma co na to zwalać i narzekać. To, co nie zagrało? - Mnie osobiście ten tor nie pasuje. Jest za twardy i mi nie leży, nie lubię go. Wolę ciężkie. Zaraz oczywiście kibice powiedzą, że mistrzowie powinni radzić sobie na każdym, ale ja odbiję piłeczkę i przypomnę IMME, gdzie mistrzowie mieli problemy i nie jechali. Proszę nie traktować tego jak wymówki. Za słaby na pierwszą ligę? Porozmawiajmy o panu. Eksperci przed sezonem mówili, że Polis jest za dobry na drugą, a za słaby na pierwszą ligę. - Ja bym chciał, żeby ci znawcy spojrzeli mi w oczy i powtórzyli te słowa. Mnie to denerwuje, bo skąd ktoś może wiedzieć, czy ja jestem za słaby na pierwszą ligę, skoro sześć ostatnich lat spędziłem w drugiej. Zawodnik sam najlepiej czuje, do czego się nadaje. Właściciel nieźle was publicznie obsmarował po porażce w Rzeszowie. - I co ja mam powiedzieć. Co roku jest to samo. Nie będę się jednak żalił, bo każdy wie, jaki jest prezes. Nie będę brał sobie jego słów do głowy i do serca, nie będę się tym przejmował. Osobiście nie czuję się jakoś bardzo winny. Zrobiłem 6 punktów z dwoma bonusami, więc to był średni mecz w moim wykonaniu. Jednego biegu szkoda, co na kresce straciłem punkt. Wtedy byłoby 7+3. Mówię o tych bonusach, bo są tak ważne, jak normalne punkty. Ze swoimi ścigał się nie będę. To tym bardziej powinno pana ruszyć, że prezes wrzuca was do jednego worka i narzeka. - Ale mnie to nie rusza. Tak samo jak nie przeżywam komentarzy specjalistów i ekspertów. Taki już jestem. Mogę posłuchać, przeczytać, ale po mnie to spływa. Jadę, robię swoje. "To nie jest fajne". Polis o pomyśle klubu na rotację w kadrze Najsłabsze ogniwo odpada, tak powiedział wasz trener po ostatnim meczu. Ta zasada ma obowiązywać w drużynie Orła. Niektórzy już mówią, że wy przez to spadniecie, że atmosfery nie będzie. - Jak startowałem w Opolu, to miałem spokojną głowę. Byłem kapitanem, punkty robiłem i jechałem. Nawet, jak raz, czy drugi pojechałem gorzej, to też był spokój. A teraz zima, nie ukrywam, była nerwowa. Jest nas o jednego więcej i jak powiedziano, że będzie rywalizacja o skład, to stres był. No a teraz jest jeszcze większy, bo wiem, że trzeba dobrze pojechać, żeby wystąpić w następnym meczu. Nie jest to fajne i nie będę tego ukrywał. Niektórzy już się w czoło pukają, bo jak w klubie będą chcieli być konsekwentni, to odstawią Beckera. - Ja mogę powiedzieć tyle, że się cieszę, że przed pierwszym meczem byłem pewniakiem do jazdy. Teraz nie pojechałem najgorzej, zrobiłem średni wynik, więc nie jestem zagrożony. Na razie jadę, ale spokoju nie ma. Może powinniście iść do trenera i wyjaśnić, że tak się nie da, że zawodnik nie pojedzie, jak margines błędu jest niewielki, że mogą być kwasy w szatni. - Tylko, jak to zrobić. Każdy z nas chce jeździć i przecież nikt nie powie, że system jest zły, bo zawsze będzie ten jeden, który przez to ucierpi i usiądzie na ławie. Natomiast to jest oczywiste, że jak jest drużyna, gdzie jest walka o skład, to wielkiego koleżeństwa nie ma. Każdy chce jechać i zarabiać. Wcześniej pan nie odpowiedział, to spytam raz jeszcze: spadniecie przez to? - Nie wiem. Nie chcę jednak słuchać tego, co ludzie mówią. Niech każdy myśli, co chce. Dla mnie najważniejsze jest to, by jechać jak najlepiej, zarabiać i pomagać drużynie. Prezes klubu zakładnikiem milionera. Miarka się przebrała