W 2013 roku Duh poleciał do Argentyny, by tam przygotowywać się do sezonu, a przy okazji zasmakować innego, południowego żużla. Dla niektórych zawodników tego rodzaju turnieje są ciekawostką, czymś wartym obejrzenia, spróbowania. Przy okazji można coś tam zarobić, jeśli wynik będzie dobry. Głównie chodzi jednak o zabawę i kontakt z motocyklem. Z podobnym nastawieniem leciał do Argentyny Matija Duh, 23-letni wówczas zawodnik. To nie był żaden wielki talent i byłoby dużym przekłamaniem gdybyśmy tak go określili. Był jednak kimś, kto żużel kochał i po prostu innego życia sobie nie wyobrażał. Na tamten czas jego największym sukcesem było to, że został nominowany do rezerwy toru podczas GP Chorwacji w Gorican. Bardzo się z tego cieszył. Miała być zabawa. Była tragedia Zawody w Bahia Blanca z jednej strony były dla ich uczestników świetnym, nowym przeżyciem. Z drugiej jednak stanowiły naprawdę spore zagrożenie. Tor był przygotowany bardzo prowizorycznie. Bandę tworzyły stare opony, bardzo twarde. Taka sama sytuacja zresztą była pod koniec grudnia w Australii, kiedy to kręgosłup złamał Keynan Rew. Miał on jednak mnóstwo szczęścia. Duh go nie miał. - Do tragedii doszło w czwartym wyścigu, w którym Matija Duh zahaczył o tylne koło motocykla Guglielmo Franchettiego i na pełnej prędkości uderzył w bandę. Po tym tragicznym wypadku zawody przerwano, a Słoweńca natychmiast przewieziono do szpitala, gdzie stwierdzono u niego skomplikowane, neurologiczne urazy. Żużlowiec doznał m.in. śródczaszkowego krwotoku, miał złamane kości czaszki, a jego mózg przestał funkcjonować. Cztery dni później w wyniku tych obrażeń zmarł - opisywał Głos Wielkopolski. Szok w ojczyźnie. Koledzy potrzebowali psychologa Wiadomość o śmierci lubianego przez wszystkich Duha wywołała ogromne poruszenie w bardzo małym słoweńskim środowisku żużlowym. Matija był tam po prostu uwielbiany. - Dusza towarzystwa. Wiecznie uśmiechnięty, pozytywny i dobrze nastawiony do życia chłopak. Nikt z nas nie mógł się z tym pogodzić. Do dziś wiszą u nas w klubie zdjęcia Matiji, są jego rzeczy i wspomnienia o nim. Jakby wciąż z nami był - opowiadał nam jakiś czas temu jeden z pracowników AMD Krsko, pokazując na liczne pamiątki po żużlowcu. Tragedia Duha bardzo wpłynęła też na jego kolegów z klubu. Część z nich potrzebowała pomocy psychologicznej, niektórzy zawiesili kariery. Bardzo blisko ze zmarłym był na przykład Matic Ivacic, który przez długi czas przeżywał stratę kolegi. - To był taki świetny chłopak - mówił nam kiedyś. Generalnie nie ma osoby, która o Duhu powiedziałaby cokolwiek złego. To był człowiek budzący powszechną sympatię. Ta śmierć niczego ich nie nauczyła Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tragedia Duha nie doprowadziła do żadnych zmian, jeśli chodzi o zabezpieczenia podczas zawodów rozgrywanych w egzotycznych lokalizacjach. Minęło dziesięć lat od dramatu Słoweńca, a tymczasem w Australii jeżdżą na torach z bandami stworzonymi przez opony i beton, a w jednym z popularnych miast co roku organizujących eliminacje Grand Prix, z bandy na prostej wystają gwoździe i nikt niczego z tym nie robi. To jest przerażające. Plusem jest to, że coraz więcej nawet słabszych zawodników zaczyna zdawać sobie sprawę, że starty w tego typu turniejach to po prostu igranie z losem. Keynan Rew wyciągnął wnioski z fatalnej kraksy i powiedział wprost, że więcej w czymś takim udziału nie weźmie. Niestety wciąż jest grono tych, którzy wychodzą z założenia "mi się to nie przydarzy". Przydarzyć się może absolutnie każdemu, od zawodnika pokroju Duha do gwiazdy takiej jak Darcy Ward. Wtedy trzeba już liczyć na szczęście, którego niestety w niektórych przypadkach brakuje. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo