Zupełnie nie tak kibice Cellfast Wilków wyobrażali sobie debiut klubu z Podkarpacia w najlepszej lidze świata. Choć zaczęło się wyśmienicie, bo od wyrównanego pojedynku w Lesznie, to później im dalej w las, tym było coraz gorzej. Czarę goryczy przelał zwłaszcza domowy mecz z ebut.pl Stalą Gorzów, który został przerwany po dziewięciu wyścigach z powodu fatalnego stanu nawierzchni. Żużlowa centrala postanowiła wówczas zareagować i na moment zawiesiła licencję toru przy ulicy Legionów. Do stanu używalności doprowadził go dopiero uznany toromistrz - Grzegorz Węglarz. Drużyna po tym się już jednak nie podniosła i kolejne zwycięstwo dopisała dopiero wczoraj. Kto wie jednak jak zakończyłoby się spotkanie z Fogo Unią Leszno, gdyby Piotr Baron nie oszczędzał swoich liderów. Tylko dwukrotnie pod taśmą ustawiali się Janusz Kołodziej, Grzegorz Zengota oraz Chris Holder. Nawet trzy punkty dopisane do tabeli podopiecznym Ireneusza Kwiecińskiego nic nie dały, ponieważ siódmy ZOOLeszcz GKM zgromadził ich o trzy więcej. O powodach spadku na zaplecze PGE Ekstraligi w pomeczowej mixed-zonie wypowiedział się Vaclav Milik. Czech nie zamierzał bawić się w dyplomatę i prosto z mostu wymienił trzy główne powody. - Plandeka, pogoda i decyzje, które na tym torze były podjęte nie przez działaczy Wilków Krosno - oznajmił na antenie Canal+. Byli pogubieni przez cały sezon. Czuli się jak na wyjeździe 30-latek podobnie jak jego pozostali zespołowi koledzy miał przede wszystkim ogromne problemy z dopasowaniem się do domowego obiektu, co doskonale widać po średniej biegopunktowej. - Ani razu nie jechałem tutaj na takim samym torze. Cały czas musieliśmy szukać czegoś nowego. Myślałem, że przed tym meczem na pożegnanie będą jakieś treningi, ale dobrze wiemy, co tutaj się ostatnio wydarzyło. Przez tydzień praktycznie non stop tylko leżała plandeka. Przerobiłem parę silników, bo wcześniej nie miałem okazji ich przetestować. Nie dostałem nawet próby toru, więc sprawdzałem prawie cały mecz. Nie wiem nic - dodał. Czech jednocześnie w Krośnie wciąż ma coś udowodnienia, dlatego pomimo spadku nie zamierza zmieniać barw klubowych. - Naprawdę mi szkoda, że spadamy. Jestem tutaj trzy lata i zrobiła się przez ten czas naprawdę fajna atmosfera. Chcemy szybko wrócić, dlatego zostaję. Chciałbym, żeby został też Andrzej Lebiediew, bo to dobry kapitan - zakończył. Jego życzenie ostatecznie się nie spełniło, bo po ostatnim biegu Łotysz oficjalnie pożegnał się z krośnieńskimi fanami. Niektórzy z nich płakali ze wzruszenia.