Dyskusja wywołana została oczywiście dwiema fatalnymi kraksami. W piątek podczas meczu we Wrocławiu za bandę wyleciał Daniel Bewley. Całe zdarzenie wyglądało koszmarnie, ale na szczęście Brytyjczykowi nic się nie stało. Przynajmniej fizycznie. Może niestety pozostać uraz psychiczny, bo przecież Dan miał już bardzo poważną kontuzję. Nie minęły nawet 24 godziny, a już znowu musieliśmy przeżywać to samo. O włos od tragedii był Daniel Jeleniewski z Abramczyk Polonii, któremu przy upadku spadł kask. Centymetry dzieliły go od haka motocykla Marcina Nowaka. Tam też opatrzność czuwała. W Polsce ginęli i tracili sprawność Jeden z brytyjskich fanów przypomniał, że to w polskiej lidze stracił życie jego rodak, Lee Richardson. Także w Polsce doszło do śmiertelnego wypadku Krystiana Rempały, 18-latka z Unii Tarnów. Oba tragiczne wypadki były szokiem dla kibiców i jak widać, trudno im wyrzucić to z głowy. Niestety również w naszym kraju zakończyła się bajecznie zapowiadająca się karierą Darcy'ego Warda. W Zielonej Górze w sierpniu 2015 Australijczyk uderzył w bandę na prostej i uszkodził rdzeń kręgowy. Najpewniej nigdy już nie będzie chodził. Piszą o chorej gonitwie Niektórzy kibice z zagranicy uważają, że tyle poważnych upadków w Polsce to efekt bardzo dużych stawek za punkty i uganiania się zawodników za pieniędzmi. - Jak masz taką kasę za punkt, to takie dwa-trzy więcej w meczu naprawdę mają znaczenie. Opłaca się ryzykować. A to ryzyko może różnie się skończyć - napisał Jens, kibic z Guestrow w Niemczech. Inni zaś twierdzą, że tu chodzi o presję, która u nas jest największa. Jeden słabszy mecz i można wylecieć ze składu. Mało tego, czasami wystarczy jeden słabszy bieg! - W Polsce otoczka zawodów jest kapitalna. Nie mogłem się napatrzeć. Ale przy okazji zawodnicy są poddawani wielkiej presji. Taki mecz to ogromne wydarzenie, którego bohaterowie mają stworzyć spektakl. Tylko ostatnio coś za dużo mamy spektakli dramatycznych - zauważył z kolei Jiri z Pardubic w Czechach. To nie tylko kwestia polskiej ligi Należy zauważyć, że ostatnie tygodnie są straszne dla żużla ogólnie. Niemal codziennie dowiadujemy się o jakimś poważnym upadku czy kontuzji. W poniedziałek w Gnieźnie paskudnie przewrócił się Adrian Gała z Wybrzeża Gdańsk. W Szwecji zaś urazy odnieśli Emil Poertner i Vaclav Milik. To fakt, że tych negatywnych informacji jest sporo. Duża część sytuacji rzeczywiście ma miejsce w Polsce, ale wydaje się przesadą dyskusja nad tym, czy żużel w naszym kraju jest bardziej niebezpieczny niż w innych. Właściwym określeniem jest po prostu wybitne nagromadzenie nieszczęśliwych zdarzeń, jakiego świadkami jesteśmy w ostatnim czasie.