Wielkim skandalem zakończył się wczoraj mecz w Krośnie. Oburzeni są kibice Cellfast Wilków, działacze i zawodnicy. Jest to zrozumiałe. Tysiące ludzi przed telewizorami również przeżyło rozczarowanie. Miało być wielkie widowisko, a wyszła totalna klapa. Czy naprawdę musiało do tego dojść? Nie oglądałem wczoraj programu podsumowującego ostatnią kolejkę żużlową. Może i dobrze, bo mam swoje zdanie na ten temat. I mimo wszystko przy całej sympatii do beniaminka, nie mogę zgodzić się z komentarzami członków drużyny. Mieli oni około miesiąca, aby zrobić cokolwiek z nawierzchnią. Nie jest to zresztą pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Ten tor od dobrych paru lat sprawia problemy z płynną jazdą i walką na torze. Speedway polega jednak na walce zawodników. Dziwię się, że remontując stadion i mając ponad pół roku do pierwszego meczu w PGE Ekstralidze po spektakularnym awansie nie wymieniono nawierzchni. Te koszty są niewspółmierne do walkowera czy potencjalnej kontuzji ważnego zawodnika. Przerabialiśmy to samo w Zielonej Górze. Ryzyko się opłaciło W Krośnie mają przecież piękny tor o najdłuższych prostych. Jest on wręcz stworzony do ścigania. Nie wiem więc, dlaczego nie podjęto męskiej decyzji w przerwie między sezonami, która była naprawdę długa. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że są zawody młodzieżowe, treningi, jeździć musi też szkółka, ale kiedy ma się nóż na gardle, to można zrobić wszystko. Kiedyś w Zielonej Górze na włosku wisiał złoty medal. Toru w żaden sposób nie można było doprowadzić do ładu, więc zdecydowano się wtedy na ryzyko i wymieniono całą nawierzchnię. Były to czasy mojej prezesury i człowiek stawał na głowie, a pomimo tego tor cały czas był mokry i lepki jak guma. Wszystkie prace zakończyły się w 24 godziny. To brzmi wręcz nieprawdopodobnie, ale tak właśnie było. Pomagali nam wtedy dosłownie wszyscy - sympatycy speedwaya, sponsorzy oraz pracownicy klubowi. Najważniejsze jednak, że udało się to zrobić. Efekt był taki, że na finałowym spotkaniu musiała wyjeżdżać nawet polewaczka, bo ten tor wymagał roszenia. Chętnie o kulisach porozmawiam z krośnieńskimi działaczami, jeżeli oczywiście z ich strony będzie chęć. Podczas niedzielnego spotkania podnoszono też kwestię przełożenia zawodów ze względu na opady deszczu i złą pogodę. Nie byłem na miejscu, więc ciężko mi na ten temat dyskutować. Wiem, że PGE Ekstraliga wysyła zawodowych komisarzy i sprawdza na bieżąco prognozy. Skoro nie podjęto takiej decyzji, to najwidoczniej uznano, że tor da się przygotować. I nie można z tym nawet polemizować. Winy ani komisarza ani PGE Ekstraligi nie widzę. Ten mecz powinien odbyć się do końca Na koniec parę zdań o arbitrze. Był w trudnej sytuacji, mógł ogłosić walkowera. Miał do tego pełne prawo, lecz postanowił dać szansę. Jeżeli już zaczął to rodeo, to powinien je dokończyć. Marek Cieślak komentując zmagania słusznie oznajmił, że jak się powiedziało "A", to trzeba powiedzieć też "B". A tak niesmak i złe emocje pozostaną z nami na długo. Robert Dowhan