Teoretycznie tu nawet nie ma żadnych sensownych cech wspólnych. Z jednej strony hałas, tor, lato, motocykle. Z drugiej zaś cisza, śnieg (najczęściej), brak rywala u boku, narty. Jak to możliwe, że fan żużla może zainteresować się skokami narciarskimi? A jednak to bardzo powszechne wśród Polaków. Podczas zimowego święta polskich skoków w Zakopanem można spotkać mnóstwo ludzi z żużlowych miast, mających nawet ze sobą transparenty kojarzone z rund Grand Prix. - To nasz zimowy żużel - śmieją się i dodają, że skoki to idealne połączenie ze speedwayem. Zaczynają się w listopadzie, czyli tuż po zakończeniu sezonu żużlowego. Kończą się w marcu, gdy na tor wyjeżdżają Zmarzlik i spółka. W ten sposób człowiek ma pasję przez cały rok. Gdy przyjrzymy się bardziej, są jednak jakieś wspólne mianowniki. Przede wszystkim prędkość. Skoczkowie na rozbiegu, zwłaszcza obiektów mamucich, rozwijają prędkości podobne do tych uzyskiwanych na torze żużlowym. Coraz większa ilość żużlowców zaczyna (niestety) wyglądem przypominać zaś skoczków narciarskich. Często za mocno się odchudzają, doprowadzając niejednokrotnie do groźnych sytuacji. Wystarczy tylko przypomnieć, jak niegdyś Janusz Kołodziej schudł do tego stopnia, że jak sam mówił, nie miał sił utrzymać motocykla. Największą różnicą między tymi sportami jest chyba to, że skoczek najwięcej siły musi mieć w nogach, a żużlowiec w rękach. Przede wszystkim silna musi być jednak głowa. Zmarzlik jak Stoch Dwie największe osobowości omawianych dyscyplin mają jedną niezaprzeczalnie kluczową dla ich karier wspólną cechę. Sukcesy Zmarzlika i Stocha być może zawdzięczamy w dużym stopniu ich poprzednikom, którzy swoją dyscyplinę w Polsce przenieśli na inny poziom. Mowa oczywiście o Tomaszu Gollobie i Adamie Małyszu. Za tym pierwszym jeździło do Pragi kilka autobusów, drugi zaś powodował, że na początku XXI wieku aby widzieć cokolwiek podczas Pucharu Świata w Zakopanem, należało przyjść pod skocznię o 6:00 rano (a zawody rozpoczynały się np. o 17:00). Wówczas miało się jakąś szansę wywalczyć miejsce na jednej z górnych gałęzi drzew przy ulicy Piłsudskiego, prowadzącej pod samą Wielką Krokiew. W 2002 roku wokół skoczni było, według niektórych danych, około 100 tysięcy ludzi. Gollob dla Zmarzlika jest z pewnością kimś więcej niż Małysz dla Stocha. Mistrz świata z 2010 roku od początku znajomości z Bartoszem ma na niego ogromny wpływ, a 26-latek z Kinic otwarcie mówi, że słucha jego porad i jest wpatrzony w Golloba, jak w obrazek. Relacja między Stochem i Małyszem wygląda nieco inaczej. Owszem, to właśnie Orzeł z Wisły spowodował szał wśród dzieci i chęć uprawiania skoków narciarskich. Fakty są jednak takie, że Stoch o byciu mistrzem świata opowiadał już w 1999 roku, czyli przed wybuchem słynnej Małyszomanii. Kto wie niemniej, czy osiągnąłby takie sukcesy, gdyby nie era Małysza, która napędziła zainteresowanie skokami. Mimo że teoretycznie najpopularniejszą dyscypliną w Polsce jest piłka nożna, to jednak na żużlu lub skokach narciarskich często można spotkać osoby niespecjalnie zainteresowane tym sportem. Przeważnie tłumaczą to tym, że w piłce nie ma takiego romantyzmu, nie kojarzy im się z czymś wielkim, bo też faktycznie mistrzem świata w tej dyscyplinie nigdy nie byliśmy. Skoki i żużel wielokrotnie dostarczyły (i z pewnością jeszcze dostarczą) wrażeń niezapomnianych, związanych ze zdobywaniem przez Polaków najcenniejszych trofeów, o jakich w futbolu póki co możemy tylko pomarzyć.