W zasadzie wystarczyłoby napisać, że wydanie polskich licencji żużlowcom z Rosji oznacza, iż w Grand Prix pojechaliby oni z Biało-Czerwoną flagą, a po zwycięstwach gralibyśmy im Mazurka Dąbrowskiego. Już ten argument powinien wszystkich przekonać do tego, by temat zamknąć. Czy chcemy grac Rosjanom Mazurka Dąbrowskiego? Wyobraźcie sobie państwo 50 tysięcy ludzi na PGE Narodowym i Artiioma Łagutę bądź Emila Sajfutdinowa wygrywającego turniej. Wyobraźmy sobie, że w Mariupolu, Charkowie czy Kijowie nadal spadają bomby, a my gramy polski hymn jednemu z Rosjan. Jakby to wyglądało? A nawet, jakby już te bomby nie spadały, to czy powinniśmy tak szybko zapominać o ogromie nieszczęść, o strzelaniu do cywili, zabijaniu kobiet i dzieci? Poza wszystkim zastanówmy się, czy takie rozwiązanie byłoby w ogóle bezpieczne. Jak zareagowałby tłum na zwycięstwo człowieka z Rosji? Zwłaszcza teraz, gdy nastroje antyrosyjskie są tak mocne. Już pomijam fakt, że wydając Łagucie i Sajfutdinowowi polskie licencje oszukalibyśmy FIM, który przed zawieszeniem Rosjan upewniał się w PZM, że nie otworzymy im żadnej furtki sprawiającej, że sankcja straci jakikolwiek sens. Łaguta dostał polski paszport i powiedział: Jestem Rosjaninem Jeśli komuś granie Mazurka Rosjanom nie przeszkadza, to idźmy dalej. Czas na kilka słów o paszportach. W obu przypadkach (Łaguta, Sajfutdinow) zostały one wzięte wyłącznie z wygody. Łaguta zaraz po otrzymaniu obywatelstwa powiedział, że on jest Rosjaninem, że z polską licencją nie będzie jeździł. Sajfutdinow nie zabierał głosu, ale jego menedżer Tomasz Suskiewicz otwarcie przyznał w rozmowie z WP SF, że dokument został nabyty (dokładnie takich słów użył), żeby Emil mógł swobodnie podróżować po Europie. Mało? Zatem dodajmy, że dotąd obaj Rosjanie systematycznie zgłaszali się do jazdy w polskiej lidze z rosyjską licencją. Dopiero teraz zachciało im się polskiej. To prawda, że mieszkają u nas od lat, że płacą podatki, że ich dzieci chodzą do naszych szkół, ale całe ich zachowanie i zagubienie w sytuacji wojny w Ukrainie pokazuje, że mentalnie zostali na wschodzie. Łaguta kluczył, Sajfuitdinow nigdy nie potępił Putina Artiom Łaguta dzień po wybuchu wojny nie chciał o niej rozmawiać, potem dał na Instagrama wpis potępiający wojnę, ale nie określił, kto jest agresorem, a kto zaatakowanym. Gdy konflikt eskalował, to wydusił z siebie, że nie chce mieć nic wspólnego z putinowską Rosją, a sama wojna go przeraża. Kiedy jednak okazało się, że FIM i PZM go zawiesiły, to zdjął wszystkie antywojenne banery. Emil Sajfutdinow w tym czasie milczał, a kibice tu i ówdzie wrzucali jego zdjęcie z Aleksandrem Załdostanowem (szefem gangu Nocne Wilki, pupilkiem Putina), którego nigdy nie skomentował. Gdy go o to zapytaliśmy, to usunął je z Instagrama. Sajfutdinow nigdy nie potępił oficjalnie Putina i agresji. Cały czas siedział cicho. Kiedy został zawieszony, to wrzucił na swoje media społecznościowe zdjęcie, na którym jest ciemność. Chyba po to, żeby pokazać, że jest mu smutno. Kiedy ludzie zaczęli pisać negatywne komentarze, pisząc m.in. o tym, że ciężko to jest Ukraińcom, usunął post, a konto zawiesił. Rosyjska federacja z dwójki Rosjan z polskim obywatelstwem zawiesiła jednego: Łagutę. Trudno jednak uciec od refleksji, że sam sobie winien. Był przecież jak chorągiewka. Raz mówił tak, innym razem inaczej. Oliwy do ognia dolewała jego żona, która na Instagramie wrzuciła screena z tekstem z propagandowego sputnika i roniła łzę nad wybitymi szybami w rosyjskiej ambasadzie w Warszawie. Nie sposób było uciec od refleksji, że co najmniej jeden wpis żużlowca był po to, żeby przykryć zachowanie żony. Hampel powiedział to wprost: trzeba ich wszystkich wyrzucić Rosjanie z polskim obywatelstwem (i nie tylko oni) przez czas wojny w zasadzie nie dali nam argumentów za tym, żeby potraktować ich inaczej. Jasne, byli zagubieni. Jasne, bali się reakcji Rosji. Z drugiej strony taki Gleb Czugunow (Rosjanin z polskim obywatelstwem startujący na polskiej licencji) potrafił powiedzieć, co wyprawia Putin. Przyznał w rozmowie z nami, że przez wywiad dla Interii może mieć kłopoty, że jego mieszkająca w Rosji rodzina może mieć kłopoty. Jednak nie kluczył, nie kręcił, nie zmieniał co chwilę zdania. Nazwał rzeczy po imieniu. Większość Rosjan jeżdżąca w polskiej lidze zachowała się w chwili próby haniebnie. Jeden potrafił nazwać Ukraińca "banderowską gnidą", drugi absolutnie nie zamierzał potępić wojny, instruując dziennikarza, że my się na tych Ukraińcach kiedyś przejedziemy. Na koniec zacytujemy jeszcze Jarosława Hampela, który powiedział, że "żużel nie popełnił błędu, wyrzucając Rosjan, że to inne związki popełniają błąd, że jeszcze ich tolerują". Bo głównie chodzi o to, że gwiazdy sportu z Rosji, choć mają rzesze fanów, to siedzą cicho. Tak jakby im to wszystko pasowało. Chyba coś jest w tym tweedzie premiera Janusza Piechocińskiego, który pisze, że 75 procent Rosjan aprobuje pomysł inwazji militarnej na kolejny kraj i uważa, że powinna to być Polska. A my się rozczulamy nad kilkoma zawodnikami.