Żużlowa zima w pełni. Styczeń, to zawsze najbardziej intensywny okres w kalendarzu. Zawodnicy wyjeżdżają na organizowane przez kluby obozy integracyjne i szlifują kondycję. Aplikowane są największe obciążenia, według tego schematu działa się do połowy lutego, by dwa tygodnie przed rozpoczęciem treningów na torze systematycznie zdejmować pedał z gazu. Wtedy najmocniejszy nacisk kładzie się na pracę nad szybkością. Władze Ekstraligi dogłębnie prześwietlą kluby Jak zwykł mawiać właściciel Apatora - Przemek Termiński, ci którzy chodzą do góry nogami, czyli Australijczycy zakończyli niedawno zmagania w krajowym czempionacie. Zwyciężył Jack Holder. To dobry znak dla jego nowego pracodawcy z Lublina. Do niezłej formy po ciężkim wypadku doszedł już Max Fricke. Ale słabsze występy innych żużlowców wcale nie oznaczają, że za kilka tygodni będą u nas cieniować. Każdy pobyt na Antypodach, w rodzinnych stronach traktuje inaczej, planuje go sobie na własną modłę. To trochę jak z Piotrkiem Żyłą, który w kwalifikacjach, czy skokach treningowych ma problem z odległością, jakością skoku. Ciężko mu się skoncentrować. Ale gdy przychodzi dzień zawodów, reprezentant Polski odpala rakiety. Dlatego wszystkich, którzy patrzą na wyniki mistrzostw Australii i zaczynają się martwić o dyspozycję swoich pupili, pragnę uspokoić. Ta forma przyjdzie w kluczowym momencie. Coraz częściej pojawiają się smutne informacje o kiepskiej sytuacji finansowej niektórych klubów. Chodzi o nie wywiązywanie się obietnic w zakresie tzw. umów sponsorskich nie obejmowanych procesem licencyjnym. Jestem ostatnią osobą, która wieszczyłaby katastrofę i wierzę, że wszyscy się wybronią, ale w żadnym wypadku nie można ignorować takich sygnałów. Czuję, że Speedway Ekstraliga jeszcze baczniej będzie patrzeć na ręce ośrodkom. Kontrole będą bardziej wzmożone i częstsze. Mając na uwadze aktualne aspekty ekonomiczne i geopolityczne tak trzeba. Jeśli nie Włókniarz, to już raczej nikt Nie milkną echa ostatniego odcinka serialu żużlowego w Canal+ i zachowania Maksa Drabika, który w meczu półfinałowym w Toruniu odmówił menedżerowi startu w ramach rezerwy taktycznej. Dużo kontrowersji, wniosków, osądów i miażdżących komentarzy spadło na głowę 24-latka. Młody Drabik jest człowiekiem po sporych przejściach, postacią charyzmatyczną, po stokroć specyficzną. Żyje w swojej skorupie, ma swój świat, do którego ciężko dotrzeć. Ja to szanuję, każdy z nas rości sobie prawo do funkcjonowania na własnych zasadach. Czepialiśmy się jego braku na spotkaniu klubowym. Wytłumaczono, że usprawiedliwionym. Załamywaliśmy ręce sposobem w jakim Maks formułował życzenia świąteczno-noworoczne. Będę konsekwentny w kontekście Drabika. Z zawodnikami jest jak w gospodarce rynkowej. Wyniki mirzy się skalą efektów, a nie miarą nakładów. Jeśli chłopak na co dzień zapragnie wyjść na ulicę w szpilkach, ubierze spódnicę, stanie na głowie i zaklaszcze uszami, a w spotkaniu ligowym będzie integralną częścią zespołu, nic nam do tego. Gwarantuję, że dla rozsądnych kibiców, jego "odpały", kwiecisty język nie będą miały wówczas żadnego znaczenia. Nie robisz nikomu krzywdy, nie sprawiasz przykrości, nie narażasz interesu osób trzecich na szwank, nie zachowujesz się obscenicznie, generalnie jesteś osobą nieskazitelną, spełniasz wszystkie warunki bycia pełnowartościowym członkiem drużyny. Co nie zmienia faktu, że duże wyzwanie przed prezesem Michałem Świącikiem, żeby utrzymać w ryzach Maksa. No, ale jeżeli powrót do domu, do Częstochowy go nie naprostuje, to kto i co? Jeśli kontynuacja kariery na wysokim poziomie nie ustabilizuje się pod Jasną Górą, to naprawdę nie mam bladego pojęcia gdzie. Wydawało się, że taką przystań na lata Drabik znajdzie w Lublinie, a osoba szefa klubu - Kuby Kępy, który słynie z tego, że traktuje zawodników po przyjacielsku pozwoli mu złapać spokój i będzie miał w Motorze jak u pana Boga za piecem. Mam swoje zdanie na ten temat, wielu zawodników nie umie odwdzięczyć się tym samym, lecz prawda jest taka, że Maks musi przed nowym sezonem stanąć przed lustrem i sporządzić mały rachunek sumienia.