- Na przełomie wieków te dysproporcje między zawodnikami i trenerami nie było w polskim żużlu aż tak wielkie - opowiada nam Stanisław Chomski, trener ebut.pl Stali Gorzów i jedna z legend szkoleniowych w tym sporcie. Trener przy zawodnikach wygląda, jak ubogi krewny Bo teraz największa gwiazda kasuje 6 milionów złotych rocznie, a topowy zawodnik nie schodzi poniżej 2,5 miliona rocznie. Średnia stawka za punkt przekroczyła już 8 tysięcy. Już wchodzący do składu junior ma 5 tysięcy. Trener w tym wszystkim wygląda, jak jego ubogi krewny. - Patrząc na stawki za punkt, jakie obowiązują, żużlowy trener to jeden z najsłabiej opłacanych zawodów na świecie. Szkoleniowiec w miesiącu dostaje równowartość jednego, dwóch, może trzech punktów średnio zarabiającego zawodnika - mówi Chomski. Dodajmy, że średnio zarabiający zawodnik te 3 punkty może zdobyć w jednym biegu. Dla niego jedno zwycięstwo oznacza, że na konto wpada około 24 tysięcy. Najlepsi trenerzy żużlowi muszą na takie pieniądze pracować cały miesiąc. I tu mała poprawka, bo o ile w przypadku zawodnika 24 tysiące to jest to, co wpada do kieszeni, to u trenera jest to kwota brutto. Po odjęciu ZUS-u i podatków zostaje mu niecałe 17 tysięcy. Niskie zarobki i etat na kilka miesięcy w roku Jak się popytać w środowisku, to stawki przekraczające 20 tysięcy brutto ma najwyżej dwóch trenerów - cytowany przez nas Chomski i pracujący w For Nature Solutions Apatorze Toruń Piotr Baron. Pozostali kasują między 15 a 20 tysięcy brutto, albo jeszcze mniej. Na rękę wychodzi między 10 a 14 tysięcy. Niewiele, jak na najlepszą ligę świata. A to nie koniec złych informacji. Bardzo często jest bowiem tak, że trenerzy są zatrudniani w klubach wyłącznie na sezon, czyli od marca do września, maksymalnie do października. Przez 4-5 miesięcy są bez pracy i bez wypłaty. - Gdzieniegdzie wychodzą z założenia, że trener zimą nic nie robi. A to nie tak. Zima, to remanenty, analizy, trzeba wszystko zaplanować, przygotować się na kolejne rozgrywki. Prezes pyta o budżet na szkolenie, który trzeba precyzyjnie określić. Tu nie podaje się kwot z powietrza. Proszę mi wierzyć, że w te zimowe miesiące nudy nie ma - przekonuje trener Stali. Trenerzy sami psują rynek. Godzą się na głodowe stawki Taki trener żużlowy jest pod ciągłą presją, bo nawet jeśli kibic wie, że nie jest on w 100 procentach odpowiedzialny za wynik, to ktoś po głowie musi dostać. Trener jest też pierwszym zderzakiem. Jak przychodzi przesilenie, to właśnie jego się poświęca i zwalnia. Nawet jeśli jest wynajęty tylko na sezon i nie brał udziału w procesie budowy składu, a tylko został dołożony niczym kwiatek do kożucha. - Trzeba powiedzieć, że trenerzy nie są bez winy. Do tego fachu trafia wiele osób, które kończy karierę zawodniczą i nie wie, co ze sobą zrobić. Tacy biorą to, co im dadzą. Za grosze. I psują w ten sposób rynek - ocenia Chomski, bo jak prezes widzi, że może mieć trenera za głodową stawkę, to często z tego rozwiązania korzysta. Wydał miliony na gwiazdy, więc tu może przyoszczędzić. Aż dziw bierze, że są trenerzy, którzy mają autorytet Działacze zupełnie nie biorą pod uwagę tego, że dokładając do drużyny trenera za grosze, bez większej wiedzy, warsztatu i bez odpowiednich umiejętności, w zasadzie wyrzucają te kilka tysięcy miesięcznie w błoto. Taki szkoleniowiec nie jest bowiem dla żużlowca żadnym autorytetem. W sumie to aż dziw bierze, że niektórym trenerom udało się zyskać autentyczny szacunek. Zwykle wartość człowieka oceniamy przez pryzmat portfela (to jeden z głównych czynników), a tu szkoleniowiec w żużlu nie ma się czym pochwalić. Często zarabia mniej niż mechanik zatrudniony u zawodnika. - Ten szacunek trzeba sobie wypracować. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale mimo ogromnych dysproporcji można to zrobić. Trzeba mieć wiedzę, warsztat, pokazać zawodnikom, że człowiek potrafi to robić. Zorganizować wszystko, zaopiekować się, poprowadzić ich karierę tak, żeby te ich wyniki były coraz lepsze - stwierdza Chomski. Oczywiście trudno żużel porównywać do piłki nożnej, nie ta półka, ale jeśli mamy u nas najlepszą ligę na świecie, a najlepiej opłacany trener w futbolu zarabia grubo ponad 30 milionów euro rocznie, to ten żużlowy wygląda przy nim gorzej niż źle. Nie ma przecież nawet 30 tysięcy złotych miesięcznie.