Za nami proces licencyjny dla klubów Ekstraligi, pierwszej i drugiej ligi żużlowej. 23 kluby otrzymały licencję, odmowę dostał jedynie niemiecki Wolfe Wittstock, ale w tej sprawie od dawna spekulowano, że tak to się może skończyć. PZM ma dość klubu, który buduje drużynę za grosze i tylko naciąga pozostałych na koszty, bo tegoroczne zwycięstwa z Wolfe słono kosztowały rywali. Ireneusz Nawrocki nie spłacił honorowego długu w stosunku do Tomasza Jędrzejaka Jakby jednak nie spojrzeć można mówić o w miarę spokojny procesie. Bez fajerwerków, jakie mieliśmy 3 lata temu, kiedy z ligi wyrzucano Stal Rzeszów. Klub wywalczył awans do 1. Ligi, ale nigdy w niej nie pojechał. Na rok żużel w Rzeszowie zniknął z żużlowej mapy. W 2020 powstał nowy klub, bo upadła spółka nie spłaciła długów, choć jej właściciel Ireneusz Nawrocki początkowo zapewniał, że zapłaci wszystkie należności. Finalnie Nawrocki nie oddał ani grosza zaległości. Co gorsza, ciąży na nim tez honorowy dług wobec Tomasza Jędrzejaka, który w sezonie 2018 jeździł w Stali i zginął samobójczą śmiercią. Nawrocki krótko po tym dramatycznym zdarzeniu pojechał do żony zawodnika, próbował jej wcisnąć jakiś weksel. Ta sprawa jest obecnie w sądzie, o czym Karolina Jędrzejak informowała w rozmowie z WP SportoweFakty. Kto zostanie najlepszym sportowcem 2021 roku? - <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-as-sportu-2021/plebiscyt/news-as-sportu-2021-wybierz-z-interia-najlepszego-sportowca-roku-,nId,5651058?utm_source=assportuteksty&utm_medium=assportuteksty&utm_campaign=assportuteksty">GŁOSUJ TUTAJ!</a> Kibice Stali Rzeszów myśleli, że oto przyszedł zbawca Kiedy Nawrocki wchodził do żużla, to kibice Stali Rzeszów widzieli w nim wizjonera i zbawcę, który pójdzie z klubem ścieżką z drugiej ligi do Ekstraligi i zdobędzie medal mistrzostw Polski. Ci sami kibice w rocznicę rządów Nawrockiego pytali, jak odzyskać pieniądze za karnety, które kupili na sezon 2019. Nikt jednak nie był im w stanie pomóc. Podobnie jak oszukanym zawodnikom. W PZM wzruszali ramionami, przypominając, że oni ostrzegali przed Nawrockim. Najwięcej miał stracić Hancock, któremu prezes PGE Ekstraligi miał wyjaśniać, że związał się z Nawrockim na własne ryzyko. Uświadomił mu, że gdyby zapytał go o zdanie, to na pewno odwiódłby go od tego pomysłu. Hancock może sobie pluć w brodę, bo miał na stole kontrakt z Motorem Lublin, ale wybrał Nawrockiego i Stal. Ireneusz Nawrocki spłacił długi, a potem się zaczęło Biznesmen z branży deweloperskiej uwiarygodnił się na starcie, płacąc nie swoje długi i kontraktując Hancocka. Z każdym kolejnym tygodniem tracił jednak w oczach opinii publicznej. Zaczęło się od dziwnych opowieści o inwestycjach. Chciał wypuścić linię klubowych perfum o zapachu marihuany. Potem przekonywał, że będzie zarabiał na koszach na śmieci, na których umieści reklamy. Niesamowite historie krążyły jednak o diamentach, które miały być nagrodą w jego turnieju żużlowym Diamond Cup. Diamentowa Liga Nawrockiego, czyli wielka bujda na resorach Czterech najlepszych zawodników imprezy miało dostać kamienie o wartości przekraczającej milion złotych. Wydawało się, że żużlowcy będą się pchali drzwiami i oknami, żeby w tym turnieju pojechać. W końcu nawet w Grand Prix nie ma takiej kasy. Tam przychód najlepszych przekracza najwyżej 300 tysięcy złotych. Owszem, w PGE Ekstralidze można liczyć na milionowe kontrakty, ale Nawrocki obiecywał krocie za start w pięciu zawodach. Potem z pięciu zrobiły się trzy, bo takie Krsko wycofało się z organizacji. Nawrocki słał im maila z potwierdzeniami przelewu, ale Słoweńcom wydały się one podejrzane. Biznesmen przekonywał, że wszystko jest w porządku, nawet udostępnił potwierdzenia przelewów mediom, ale potem okazało się, że pieniądze nigdy nie wyszły do odbiorcy. Chodziło o 16 tysięcy euro. Zawodnicy też nie dali się skusić na opowieści Nawrockiego o diamentach z Antwerpii. Gdy okazało się, że trzeba płacić wpisowe, wielu z nich pewnie pomyślało, że organizator zgarnie tę forsę, a potem się ulotni. Każdy z trzech turniejów był robiony na siłę. Na inaugurację we Francji trzeba było zmienić formułę, bo pojawiło się tylko 12 zawodników. Na marginesie zrobiono internetową transmisję z wydarzenia, którą przerywał przejazd szybkiej kolei TGV. W szwedzkiej Malilli ratowano się miejscowymi, aczkolwiek słabymi zawodnikami. Finał w Rzeszowie też był skandalem. Nawrocki przywiózł diamenty, ale potem rozdawał je w papierowych torebkach. Kibice już tego nie widzieli, bo szybko wyszli ze stadionu. Warto dodać, że diamenty stały w parku maszyn bez ochrony. Prezes Stali Rzeszów zawyżył wartość diamentów Najlepsi zawodnicy dostali według Nawrockiego diamenty o wartości przekraczającej 1,3 miliona złotych. Początkowo mówił, że tyle będzie kosztował diament dla zwycięzcy, ale ostatecznie zmienił zdanie. Swoją drogą, to Grzegorz Zengota, który miał otrzymać diament wart 427 tysięcy, dał go do sprawdzenia. Rzeczoznawca wycenił jego kamień na 305 tysięcy. Inni zawodnicy nie sprawdzali diamentów, ale chyba w ciemno można założyć, że w ich przypadku wartość też była zawyżona. Praktycznie każdy turniej kończył się skandalem. Tomasz Gapiński, który wygrał auto, ale wolał pieniądze, dostał jakieś grosze. W sumie nigdy nie otrzymał równowartości samochodu. Z kolei kibic, który miał wygrać wóz na loterii w szwedzkiej Malilli, dostał auto bez papierów. Nie mógł go zarejestrować, ani nim podróżować. Papierów nie było, bo okazało się, że Nawrocki nie zapłacił w salonie za samochód. Kiedy Nawrocki był w odwrocie, to tłumaczył w wywiadzie na pobandzie.com.pl, że to on jest ofiarą żużlowego bagienka. Przekonywał, że nie jest złym człowiekiem, ale padł ofiarą zakulisowych rozgrywek. Czyich? Tego nie wyjaśnił. Nawrockiego zapamiętamy, jako człowieka, który opowiadał o milionach, a po jednym z turniejów spał w aucie. Tak, jakby nie było go stać na hotel.