Finał 2. LŻ. Emocje zabite w pierwszym meczu W pierwszym meczu finałowym Texom Stal wygrała w Gnieźnie z Ultrapur Startem 52:38 i musiałby się wydarzyć jakiś niewyobrażalny kataklizm, żeby ekipa ze stolicy Podkarpacia w rewanżu nie postawiła kropki nad "i". Rzeszowianie udźwignęli tym samym brzemię murowanego faworyta do zwycięstwa w całych rozgrywkach. Stal w przekroju sezonu 2023 była też najrówniejsza i promocję o szczebel wyżej wywalczył zasłużenie. Zespół prowadzony przez menedżera Pawła Piskorza liderował po rundzie zasadniczej, a w play-offach zmiótł z powierzchni ziemi najpierw Grupę Azoty Unię Tarnów i teraz zbił na kwaśne jabłko gnieźnian wygrywając po drodze wszystkie cztery spotkania w półfinale i finale. To, że Rzeszów będzie w sobotę pijany ze szczęścia stało się jasne po dziesiątym biegu. Para Karczmarz-Pieszczek dowiozła do mety 5-1 i wielkie święto połączone z celebracją wejścia do 1. LŻ rozpoczęło się przy Hetmańskiej na dobre. Start nie miał w tym dwumeczu żadnych argumentów. Długo jedyne zwycięstwo biegowe dzierżył junior Casper Henriksson. Trup się ścielał gęsto. Rzeszowianie skoczyli sobie do gardeł Chwilę grozy przeżyli kibice w wyścigu szóstym. Na ostatnim łuku defekt na drugiej pozycji zaliczył Sam Masters. Na Australijczyka najechał jeszcze Hellstroem-Bangs. Karambol wyglądał makabrycznie, bo Masters oberwał maszyną w głowę. Na torze przy obu żużlowcach błyskawicznie pojawiła się karetka, która na szczęście wróciła do parku maszyn na pusto. Zawodnicy wstali o własnych siłach, ale u Mastersa stwierdzono podejrzenie złamania kciuka w lewej ręce. Czysto sportowe emocje skończyły się dość szybko, ale gospodarze postanowili nieco podgrzać atmosferę w parkingu. W jedenastej gonitwie Krystian Pieszczek nieco zablokował Marcina Nowaka i pomiędzy zawodnikami Stali rozpętała się mała awantura. Nowak miał ogromne pretensje do Pieszczka, że ten przeszkodził mu w płynnej jeździe. Gdyby nie kierownictwo Stali, które w porę zareagowało mogło dojść nawet do rękoczynów. Pieszczek znów wystąpił w roli głównej w czternaste odsłonie. Na szczycie pierwszego wirażu postawiło Henrikssona. Szwed zgarnął Polaka i ponownie zapachniało gipsem. Podobnie jak w sytuacji z Mastersem i Hellstroemem-Bangsem skończyło się na strachu.