Dyskusja, prowadzona przez znanego z żużlowych sympatii dziennikarza Tomasza Lisa, miała odpowiedzieć na pytanie, jaka jest kondycja tej dyscypliny w Polsce. Przeważały opinie, że potencjał jest duży, ale nie do końca wykorzystany. Ponadto ambicje prezesów powodują lawinowy wzrost wartości kontraktów zawodników, co w wielu przypadkach prowadzi do kłopotów finansowych klubów. "Prezesi rozgrywają swoją ligę. Podpisują kontrakty nie patrząc na realne możliwości i kończy się tak, że licencje otrzymują dwa kluby, a reszta musi się później dogadywać z zawodnikami" - powiedział były prezes Falubazu Zielona Góra Robert Dowhan. "Ja też 10 lat temu byłem w gorącej wodzie kąpany, chciałem od razu odnieść sukces. To się nie udało i przyjęliśmy zasadę małych kroków, która okazała się skuteczna. Ale do tego trzeba dorosnąć" - dodał. Były zawodnik Falubazu, a obecnie trener tej drużyny Rafał Dobrucki rozumie oczekiwania żużlowców, ale także uważa, że często są one zbyt wysokie. "Zarobki kształtuje rynek i trudno mieć do kogoś pretensje, że chce zarabiać jak najwięcej. Koszty ponoszone przez zawodników też co roku rosną. Ale muszę przyznać, że jest to w dużej mierze przefinansowane" - podkreślił. "Ambicje prezesów doprowadziły do tego, że przychody nie nadążały za wydatkami. Dlatego wprowadziliśmy reformę finansową. A jeśli chodzi o potencjał, to jest on bardzo duży, po piłce nożnej i siatkówce mamy trzecią oglądalność ligi. Liczymy na większe przychody z praw do transmisji" - zaznaczył szef ekstraligi Wojciech Stępniewski. Były szef sportu w TVP, czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie Robert Korzeniowski uważa jednak, że o zwiększenie dochodów z praw medialnych będzie trudno. "Nie wiem, czy nie zmierzamy w kierunku bańki, podobnie jak kilka lat temu miało to miejsce w przypadku kosztów praw do piłki nożnej" - zastanawiał się. Podobnego zdania jest szef firmy pośredniczącej w sprzedaży praw telewizyjnych (piłkarskich) Andrzej Placzyński, który ma jednak pomysł na zwiększenie przychodów. "Nie sądzę, że za dwa lata cena praw wzrośnie. Można jednak zmienić sposób finansowania żużla - nie sprzedawać relacji na wyłączność jednej stacji, ale przejść na system pay-per-view. Np. w Warszawie jest wielu miłośników żużla, którzy przyjechali tu z innych miast. Nie mają możliwości pójść na stadion, ale pewnie zapłaciliby za transmisje wybranego meczu" - powiedział Placzyński. Prezes Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski uważa z kolei, że Polska przepłaca za organizację turniejów Grand Prix. "Za duże pieniądze wypływają z naszego kraju na GP. Od lat apeluję, aby miasta nie przebijały się w staraniach o te turnieje. Pozostaje to bez echa, bo samorządowcy mają przed wyborami duże ambicje. Prowadzi to do tego, że płacimy nawet o połowę więcej niż np. Praga". Witkowski podkreślił jednak, że nadal będzie się starał, aby w 2015 roku turniej GP odbył się w Warszawie. Lis zastanawiał się, co zrobić, aby żużel wyszedł poza tradycyjne ośrodki i stał się popularny w całej Polsce. Minister sportu Andrzej Biernat także popiera rozwój tej dyscypliny. "Warto wspomagać małe ośrodki, bo w tej chwili ekstraliga zmierza do modelu podobnego jak w NBA, gdzie w rozgrywkach mogą uczestniczyć tylko najsilniejsi, którzy spełniają wymogi regulaminowe. A ludzie, także w małych miejscowościach, mają naturalną potrzebę identyfikowania się z idolami sportowymi" - zaznaczył Biernat. Witkowski uważa z kolei, że w Polsce jest wystarczająco dużo ośrodków żużlowych. "Mamy 23 stadiony i to wystarczy. Obecnie praktycznie niemożliwe jest utrzymanie w jednym mieście dwóch zespołów na poziomie ekstraklasy, np. piłkarskiego i żużlowego. Rozwijajmy te ośrodki, które mamy, nie twórzmy sztucznie żużla tam, gdzie nie ma tradycji. Moim zdaniem wystarczy to co mamy, plus turniej GP w Warszawie" - podkreślił prezes PZM.