Zanim na dobre rozpoczęło się ściganie w Vojens, byliśmy świadkami skandalicznych wręcz scen związanych z Bartoszem Zmarzlikiem. Organizatorzy stwierdzili, że kevlar Polaka jest nieregulaminowy, ponieważ na wysokości klatki piersiowej Polak miał logotyp innego sponsora niż pozostali zawodnicy. O ile w innych dyscyplinach pewnie skończyłoby się na karze finansowej, o tyle w żużlu ktoś postanowiono pobawić się w szeryfa i wychowanek Stali Gorzów nie został dopuszczony do zmagań. Licznie zgromadzona publiczność zbytnio się tym faktem nie przejęła, bo interesowali ją miejscowi zawodnicy, którzy liczyli na jak najlepszy wynik. Do stałych uczestników cyklu, czyli Leona Madsena oraz Mikkel Michelsena od pierwszej serii dołączyli posiadacz dzikiej karty - Rasmus Jensen oraz rezerwowy - Mads Hansen. Drugiemu z nich przypadła rola zastępcy Bartosza Zmarzlika. Gospodarze niesieni niesamowitym dopingiem nie zawiedli i prawie w komplecie zameldowali się w najważniejszej fazie turnieju. Do półfinału nie przedostał się tylko Rasmus Jensen. Obecny reprezentant Enea Falubazu z pewnością liczył na więcej, zwłaszcza że po finale Drużynowego Pucharu Świata we Wrocławiu podobno bacznie przyglądają mu się organizatorzy cyklu. Pakowanie w połowie zmagań mógł rozpocząć też inny człowiek związany z zielonogórskim zespołem - Patryk Dudek. Jedyny nasz rodak obecny na liście startowej zupełnie nie mógł odnaleźć się na technicznym owalu i długo drżał o choćby jedno "oczko" do klasyfikacji generalnej za minimum szesnastą pozycję w zawodach. Tak naprawdę jedyny przyzwoity wyścig 31-latek zaliczył pod koniec fazy zasadniczej, kiedy pokonał Leona Madsena oraz Benjamina Basso. Polaków obecnych na trybunach bardzo niepokoiła dyspozycja Fredrika Lindgrena. Szweda przed awansem do finału nie zatrzymał nawet bardzo groźny upadek, po którym wielu żużlowców nie kontynuowałoby turnieju. Główny rywal Bartosza Zmarzlika w walce o mistrzostwo kapitalnie wystartował w ostatniej gonitwie wieczoru i dość długo zmierzał po zwycięstwo. Poddawać nie zamierzał się jednak Leon Madsen. Duńczyk dopiął swego w drugiej połowie wyścigu i na trybunach rozpoczęła się ogromna feta. Zawodnik Tauron Włókniarza Częstochowa tak cieszył się z pierwszego miejsca, że nawet po zejściu z motocykla nie zamierzał odpoczywać, tylko przebiegł się wokół toru, celebrując z kibicami jeden z najwspanialszych momentów w dotychczasowej karierze. Na podium z ogromnym uśmiechem na ustach wszedł też oczywiście Fredrik Lindgren. 38-latek choć ostatecznie nie wygrał rundy, to i tak zniwelował stratę do Bartosza Zmarzlika i dopiero w Toruniu wyjaśnią się losy złotego medalu. Jeszcze niedawno taki scenariusz był wręcz nierealny.