Grigorij Łaguta umieścił w swojej relacji na Facebooku grafikę z komunistycznym i totalitarnym symbolem. Zawodnik szokuje nie po raz pierwszy. Już wcześniej zasłynął z kilku kontrowersyjnych wypowiedzi z wywiadów, jakich udzielił po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji w Ukrainie. W Polsce był ulubieńcem tłumów. Potrafił się z nimi zabawić Łaguta kiedyś błyszczał w polskiej lidze. Był idolem kibiców Włókniarza Częstochowa, ROW-u Rybnik, a ostatnio Motoru Lublin. Tylko w Apatorze Toruń, gdzie startował przez 2 lata (2014-2015) miał pod górkę, bo fani nie mogli mu wybaczyć tego, że po jednym ze spotkań Włókniarza prowadził doping, krzycząc "kto nie skacze, ten z Torunia". Nagranie trafiło do sieci. Fani jednak zasadniczo żałowali, że zawodnik nie startuje w cyklu Grand Prix, bo ich zdaniem jego widowiskowa i brawurowa jazda mogłaby ożywić skostniały wówczas cykl. On jednak nigdy się do występów w GP nie palił. Specjalnie tego nie wyjaśniał, a eksperci spekulowali, że Łaguta jest nastawiany na zarabianie kasy, a do GP musiałby, jak inni, dołożyć. To była pierwsza duża skaza na jego wizerunku Pierwsza duża skaza na wizerunku Łaguty pojawiła się w 2017 roku, kiedy został przyłapany na stosowaniu meldonium. 6 lipca 2017 został zawieszony, do ligi wrócił w maju 2019. ROW Rybnik przez jego dopingową wpadkę spadł z Ekstraligi i do dziś nie może do niej wrócić. Najgorsze jest to, iż Łaguta obiecał, że po zakończeniu karencji zostanie w klubie i odpokutuje winę. Gdy jednak na stole pojawiła się oferta na 2 miliony od Motoru Lublin, który szukał wzmocnień po awansie, to Łaguta uciekł. Prezes ROW-u Krzysztof Mrozek, który bronił Łaguty jak niepodległości był w szoku, kiedy w mediach społecznościowych zobaczył zdjęcie Rosjanina, który ściska dłoń prezesa Motoru Jakuba Kępy. Nazwał Łągutę na specjalnie zwołanej konferencji "perfidną ruską świnią". Potem został za to skazany przez sąd. Podejrzewano, że dolewa nitro do baku Wróćmy jednak do Łaguty, który po zmianie barw z jednej strony bawił jazdą, a z drugiej budził kontrowersje. Podejrzewano go o technologiczny doping i dodawanie nitro do metanolu, czyli żużlowego paliwa. Nikt jednak nikogo za rękę nie złapał, a Dariusz Sajdak, były mechanik Łaguty, uważa, że nigdy żadnego dopingu nie było. Kariera 39-latka z Rosji w polskiej lidze została przerwana przed startem sezonu 2022. Wtedy PZM wykluczył wszystkich Rosjan i Białorusinów w związku z inwazją Putina w Ukrainie. Szybko okazało się, że Łaguta popiera wojnę, którą w Rosji nazywa się "specjalną operacją". Mówił, że w Donbasie mordowano Rosjan - Więcej prawdy niż w Unii Europejskiej pokazują w rosyjskiej telewizji. Dużo więcej. Szkoda tego wszystkiego, szkoda, że do tego wszystkiego doszło. Ale szkoda, że w telewizji nie mówili i nie pokazywali tego, co działo się w 2014 roku, jak w Donbasie gromili, strzelali i zabijali niewinnych Rosjan. Wtedy było cicho i wtedy nikt nie protestował - mówił Łaguta w rozmowie z Tygodnikiem Żużlowym. - Wszyscy sportowcy jakoś startowali w Rosji i nikt nie był zawieszony. I Polacy też jeździli w Rosji, jakby nic się nie stało. Dostawali nawet więcej pieniędzy od rosyjskich zawodników i nikt nie zwracał uwagi na to, co dzieje się w Donbasie. A tam ginęli ludzie z Rosji. I nikt wtedy nie zawieszał innych sportowców - dodawał. Łotysze chcieli go przemycić do drugiej ligi Na początku tego roku pojawiły się spekulacje, że miałby do Polski wrócić. Łaguta jest obywatelem Rosji, ale mieszka na Łotwie. Jest rezydentem tego kraju. I to tamtejsza federacja pytała o możliwość jego startów w Lokomotivie. Klub jeździ w naszej drugiej lidze. Łaguta miał być też sondowany przez ekstraligowe kluby. Teraz każdy się wypiera, ale tak mogło być. Łaguta mógłby jeździć u nas, jakby przyjął łotewskie obywatelstwo. On jednak tego nie chce, bo procedura jest taka, że musiałby się wtedy zrzec rosyjskiego obywatelstwa. A przecież Łaguta jest w swoim kraju zakochany, co pokazuje na każdym kroku. Podczas gdy jego brat Artiom (jeździ w Polsce, bo ma nasze obywatelstwo) w sprawie wojny kluczy, to Grigorij ma jasne zdanie i wcale się z tym nie kryje. Mechanik był wstrzaśnięty jego słowami Sajdak, były już mechanik Łaguty, opowiadał nam rok temu, w jakich okolicznościach rozstał się z Łagutą. Pojechał z nim na trzy dni na Łotwę, do Daugavpils. - Tam 90 procent ludności stanowią Rosjanie i Białorusini. Miałem dostęp do zablokowanego na Łotwie kanału Rossija 24. I choć nie znam rosyjskiego, to potrafiłem wywnioskować, o czym oni tam gadają. To była tępa propaganda. Do tego doszły rozmowy z Griszą i innymi ludźmi. Mówili, że w Ukrainie jest wojna domowa, że wojska rosyjskie, to są siły pokojowe, które starają się zaprowadzić tam pokój. Ukraina miała według nich osiem lat na to, żeby to zrobić, żeby zaprowadzić porządek w Donbasie i Ługańsku. Jak zapytałem, dlaczego poszli na Kijów, to usłyszałem, że to faszyści i banderowcy uciekają przed nimi do Kijowa i wszystko niszczą. A ofiary pokazywane w mediach, to fejki i aktorzy - mówił wyraźnie wstrząśnięty Sajdak.