Kamil Hynek, Interia: W czwartek przez Zieloną Górę przejechały podobno wagony wypchane pieniędzmi. Widział je pan? Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu Zielona Góra: Nie jestem fanem trików słownych i przysłowiowego aktorzenia w mediach. Na początku buńczuczne zapowiedzi pana Mejzy były jeszcze śmieszne, ale potem wzbudzały już tylko niesmak. Pan Łukasz od dawna pompował się i prężył muskuły, że za jego sprawą Falubaz będzie obrzydliwie bogaty. Życie niejednego napinacza już brutalnie zweryfikowało. Rekordowy, milionowy kontrakt z firmą Enea na sponsoring tytularny stał się jednak faktem. - Wiele razy podkreślałem, że nie jestem zwolennikiem wspierania żużla poprzez decyzje polityczne, ale jest to jakaś gwarancja stabilizacji klubu w trudnych czasach. Tego nie neguję. Pan Wojciech Domagała, człowiek, który był obecny na konferencji z ramienia klubu prosił, żeby wejścia spółki skarbu państwa nie wiązać z polityką. - Nie róbmy ludziom wody z mózgu. Wszyscy wiemy, co wydarzy się na jesieni. Pan Domagała pewnie prowadzi działalność gospodarczą, ale w odróżnieniu ode mnie nie jest ekonomistą i może próbować mydlić ludziom oczy, że takim gigantom jak Enea potrzebny jest rozbuchany marketing, a dzięki włączeniu się w finansowanie Falubazu, firmie skoczą słupki sprzedażowe. Reklama dźwignią handlu. Potężni partnerzy lubią, jak się ich łechta. - Dobrze, ale firma o której dyskutujemy może być co najwyżej mecenasem sportu. Zadam panu proste pytanie, czy dzięki Enei w Falubazie, zaświecę więcej żarówek w domu? Dzisiaj, żeby uzyskać pozwolenie na budowę, trzeba mieć gotowe podłączenie do sieci energetycznej. Tutaj marketing ma znikome przełożenie, bo biznes nakręca się sam. Wolę Falubaz w 2. Lidze niż skażony pieniędzmi skompromitowanego polityka. Kibice wiedzą kto był maszynistą słynnego pociągu z forsą. - Bajki można czytać dzieciom na dobranoc. Pan Domagała strzelił sobie i klubowi w kolano opowiadając, że kwestia procedowania całej umowy leżała na linii klub - Enea, a Mejza był w całej operacji tylko dobrym duchem, skromnym kibicem, który chce pomóc ukochanemu klubowi. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Pan Mejza pojawieniem się na konferencji prasowej Falubazu rozpoczął kampanie wyborczą. Rzadko ma miejsce tego typu historia, szczególnie w roku wyborczym. Zdarzało się, że właściciele klubu byli politycznie mocno zaangażowani, ale teraz dostaliśmy przypadek bez precedensu. Ciężko będzie klubowi odbudować się wizerunkowo? - Abstrahując od otoczki, w ujęciu PR-owym upadliśmy bardzo nisko. To jest też dowód na to, jak politycy naiwnie traktują odbiorców, kibiców. Im się wydaje, że żyjemy w epoce kamienia łupanego i, że niezależnie co się powie, ciemny lud, to kupi. Fani Falubazu są wściekli, że Mejza przykleił się do klubu, a co gorsza ma na to przyzwolenie działaczy. - Kibice czują się właścicielami barw, oni też są sponsorem klubu, płacą za bilety, dlatego nie pozwolą sobie na pewne rzeczy. Mejza liczył, że kibice w podzięce będą stawiać mu jeszcze piwo. - Pycha kroczy przed upadkiem. Pana zdaniem ostatnie wydarzenia negatywnie odbiją się na frekwencji podczas meczów? - Bojkotu się nie spodziewam. Na cenzurowanym będzie klub, ale na zespół kibice się nie obrażą. Konferencja pokazała jednak, że nie można lekceważyć sygnałów. Tak sobie myślę, że szefowie klubu modlą się, aby ten sezon jak najszybciej ruszył. - Że sprawa trochę przycichnie? Lokalne środowisko musiałoby cierpieć na amnezję. Eskalacja złych emocji przerosła oczekiwania organizatorów konferencji? - Nikt się nie spodziewał, że tam rozpęta się taka awantura, przecież przed wejściem na salę doszło do dantejskich scen. Towarzystwo Mejzy spowodowało bardzo duży dyskomfort przedstawiciela Enei. On wycedził z siebie dwa zadania, ale zdążył w nich przemycić dosadną aluzję, żeby nie kojarzyć go z tym panem. Skoro pan Mejza tak podkreśla, że leży mu na sercu dobro klubu, to może wystarczyło go uprzejmie poprosić, żeby opuścił salę? - Też myślałem, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i zabierze panu Mejzie krzesło. Wydźwięk i tak byłby negatywny, bo społeczeństwo ma swoje zdanie i go nie zmieni, ale udałoby się to załatwić w cywilizowany sposób. Wyszło tak, że komuś ewidentnie zabrakło wyczucia i w konsekwencji profesjonalizmu. Podjęto bezsensowne ryzyko, które zakończyło się skandalem i aferą na cały kraj. Kogo obarczyłby pan winą, albo pociągnął do odpowiedzialności za czwartkowe przedstawienie? - Pamiętajmy, że konferencja nie odbywała się pod pomnikiem Andrzej Huszczy, czy w Ratuszu, lecz w siedzibie klubu. Nie chcę występować w roli sędziego, ale tutaj reakcja działu marketingu powinna być natychmiastowa. Jeśli kub nie dostrzegał w tym nic zdrożnego, w ich kompetencji leżało zapalenie czerwonego światła. Wystarczyło słuchać, albo poczytać komentarze. Falubaz został uwikłany w intrygę polityczną, a klub stał się niebezpiecznym narzędziem w rękach pana Mejzy? - Pan Łukasz lubi często powtarzać, jaki to nasz naród jest inteligentny i prosi, żeby nie wierzyć jego oponentom politycznym. Ciekawe, co wymyśli teraz, kiedy wszyscy się na niego wypięli i nikt nie kupił jego tanich, populistycznych regułek.