Po raz kolejny Polscy kibice wyszli z PGE Narodowego ze zwieszonymi głowami, bo żaden z naszych reprezentantów nie stanął na najwyższym stopniu podium. Najbliższy tej sztuki był Bartosz Zmarzlik, który zajął ostatecznie drugą lokatę. Nadzieja polskich fanów na zwycięstwo w turnieju na PGE Narodowym rosła z minuty na minutę, a kiedy Jason Doyle pozostawił Zmarzlikowi prezent w postaci możliwości wyboru pola D na finałowy bieg warszawskiej rundy, fani byli praktycznie pewni zwycięstwa naszego rodaka. - Mamy to! Dostał prezent, dostał najlepsze pole - takie głosy można było usłyszeć zasiadając na trybunach PGE Narodowego. Ze złego wyboru toru zdawał sobie sprawę także sam Australijczyk. - Jeśli wyglądałem na spokojnego, to było inaczej. Wybrałem na finał pole A, a Bartek pole D. Pomyślałem wtedy, że coś zepsułem. Gdybym nie wyszedł dobrze ze startu, mógłbym zostać zamknięty. Kiedy tylko wyszedłem na prowadzenie w finale wiedziałem, że muszę wjechać w koleiny, które były na wewnętrznej części toru i mieć nadzieję, że nie popełnię błędu. Czułem presję, ale wiedziałem, że mam dobry sprzęt, co dało mi poczucie bezpieczeństwa - mówił Jason Doyle. Czuje, że może wygrywać w Grand Prix. Chce pokonać Zmarzlika Jason Doyle zwyciężył rundę Grand Prix po raz pierwszy od niemalże siedmiu lat. Były indywidualny mistrz świata wciąż wierzy, że może wygrywać w Grand Prix. - Jako żużlowiec czujesz, że nie powiedziałeś jeszcze ostatniego słowa. Powoli się starzeję, ale wciąż po głowie chodzi mi myśl, że mogę wygrywać w Grand Prix. Ciężko pracowaliśmy z teamem na ten sukces. Przez siedem lat nie wygrałem w Grand Prix, dlatego tak bardzo celebrowałem zwycięstwo - zakończył Jason Doyle.