Zasady rywalizacji w IM Argentyny diametralnie różnią się, chociażby od finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Wojdyło i Miesiąc muszą walczyć z rywalami w kilkunastu rundach. Do końca pozostały już tylko dwa turnieje. Żużlowiec ROW-u Rybnik jest liderem klasyfikacji z dorobkiem 142 punktów. Blisko za jego plecami plasują się Paco Castagna (139) i Paweł Miesiąc (134). Bardzo możliwe, że Wojdyło niebawem stanie się trzecim polskim mistrzem Argentyny. Najpierw Jamróg, później Stachyra Jamróg i Stachyra doskonale znają smak wygranej w Argentynie. - Wziąłem udział w jednych mistrzostwach. W sumie było wtedy dziewięć turniejów. Zawody miały system Grand Prix i przebiegały tak samo jak w Polsce. Zdarzały się drobne odstępstwa, natomiast nie wpływały one na bezpieczeństwo, np. brakowało zegara dwóch minut. Ciekawostka? Wybór pól startowych na finał. Wybieraliśmy je na torze, gdzie od razu team zabierał motocykl z kaskiem - opowiada Jamróg. - Przede wszystkim tempo zawodów nie było też rygorystycznie przestrzegane. Raz miałem problem z motocyklem po upadku. Przyzwyczajony do tempa w Europie szybko uwijam się przy nim, a nagle ktoś do mnie podchodzi i mówi: "Spokojnie. Daj znać, jak będziesz gotowy, to włączymy zielone światło". To nie były tylko słowa, tak rzeczywiście było. Ludzie w Argentynie kochają żużel i jeżdżą tam lokalni zawodnicy. Wygrana z jakimkolwiek Europejczykiem jest dla nich wielką sprawą. Recepta na sukces? Tutaj nie ma żadnej wyjątkowości. Jest taka sama jak w całej Europie - dodaje. Jamróg: Czyściłem sprzęgło... zmywaczem do paznokci 31-latek uważa, że w tamtejszych warunkach największym wyzwaniem i różnicą jest praca przy sprzęcie. - Czyściłem sprzęgło... zmywaczem do paznokci, który jest bardzo podobny do stosowanego u nas powszechnie acetonu. W Argentynie trudno było go zdobyć. Jest wiele podobnych tego typu w historii z powodu braku dostępu do rynku części żużlowych. Kto mało, albo nigdy nie pracował przy sprzęcie, nie ma czego tam szukać. Kwestia przygotowania sprzętu to jedna ze składowych tego sportu - tłumaczy zawodnik. W 2015 roku, obok Jamroga na podium w IM Argentyny znaleźli się: Oleg Biesczastnow oraz Nicolas Covatti. - Radość była wielka właśnie dlatego, że potrafiłem to wszystko ogarnąć i odnaleźć się w tak trudnych warunkach. Zawody w Argentynie traktowałem poważnie, podchodziłem do nich tak jak do każdych innych. Faktem jest, że stawka na papierze nie wygląda zbyt imponująco, aczkolwiek jest wiele lokalnych zawodników. Europejczycy też dzielnie walczą, więc jest ciekawie - zaznacza polski mistrz Argentyny. Jamróg w Argentynie spędził dwa miesiące. - Był to wspaniały czas i przygoda mojego życia. Bardzo chciałbym tam wrócić. Ludzie są wspaniali, życzliwi i mili. Kiedy wróciłem do kraju, przeżyłem duży szok, który przerodził się w mocną refleksję. W Argentynie życie toczy się w nocy ze względu na upały. Same zawody często zaczynały się dopiero o 22:00. Ludzie sporo czasu spędzają towarzysko na tradycyjnym "asado", czyli na argentyńskim grillu, gdzie przygotowuje się krowie mięso. Na pewno da się odczuć, że żużel nie jest tam najważniejszym sportem, ale znajdzie się też wielu oddanych kibiców - kończy nasz rozmówca. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo