Często w komentarzach na różnego rodzaju forach czy w mediach społecznościowych widzimy dziwnie wyglądające komentarze. Dziwne, bo broniące danego klubu z uporem godnym lepszej sprawy. Nawet gdy sytuacja ewidentnie wskazuje na winę klubu, to autor wpisu broni go rękami i nogami. Te profile są przeważnie fikcyjne. Mało tego - używają one pełnych nazw klubów, wraz ze sponsorem lub sponsorami. Czy normalny kibic tworzyłby taki profil? Wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w których ktoś demaskuje takowego delikwenta, pisząc do niego wprost: "panie X/Y". Często wtedy komentarz znika lub mamy reakcję w stylu: "Chyba sobie żartujesz, nigdy w życiu, hahaha". Po stylu pisania jednak widać, że to raczej nie jest postronny kibic. Kilka miesięcy temu prowadzący fanpage 'Fanatycy ze Stali" przyznał wprost, że posty i komentarze dotyczące gorzowskiego radnego Jerzego Synowca (krytykował on klub) umieszczał on na polecenie byłego dyrektora klubu Stal Gorzów Tomasza Michalskiego. Czy naprawdę prezesi bawią się w takie rzeczy? - Czasem po treści widać, że to musi być ktoś z klubu. Prawdopodobnie osoba robiąca to na prośbę prezesa. Jeśli robi to sam prezes, to realne jest, że albo ma za dużo czasu, albo nienależycie poświęca się swoim obowiązkom - mówi nam Jacek Gumowski, który kiedyś zajmował się marketingiem w Stali Gorzów. Po tonie jego wypowiedzi wnioskujemy, że trend nie jest niczym nowym albo dziwnym. Po prostu jest to metoda dbania o własny wizerunek, ale jednak przyznajmy - metoda wyglądająca mimo wszystko dość śmiesznie. Bardzo łatwo jest znaleźć komentarze pochodzące z kilku kont o niemal identycznej treści. Prezesi wbrew pozorom mają bardzo dużo czasu Jest w lidze działacz, który wyszukuje osoby mogące ukrywać się pod danym pseudonimem na popularnym forum dotyczącym żużla. Wraz z członkami swojej rodziny potrafi pisać do kibiców, którzy kiedyś z własnego konta napisali coś nieprzychylnego, sugerując że to oni stoją teraz za kolejnym krytycznym komentarzem. - Czy to oznaka słabości? Trudno powiedzieć. Bardziej forma obrony wizerunku, gdy większość opinii wygląda jednak mało pomyślnie dla danego klubu czy prezesa - dodaje Jacek Gumowski. Czasem osoby działające w imieniu klubu potrafią spektakularnie "wtopić". Widywaliśmy już sytuacje, w których ktoś niechcący ze swojego oficjalnego profilu dodał posta, który ewidentnie miał być komentarzem pisanym incognito. Oczywiście po chwili wpis został usunięty, ale w internecie nic nie ginie. Do rangi kuriozum urasta fakt, że ten prezes tłumaczył się... włamem na jego konto. To jest żużel. Tutaj krytyk równa się hejter To co powyżej napisaliśmy jest już wręcz modą niebezpieczną. Bardzo wielu jego przedstawicieli osobliwie przyjmuje każdy rodzaj krytyki, nazywa go hejtem (weźmy chociażby ostatnią absurdalną wypowiedź Dominika Kubery). Nie tolerują niczego krytycznego pod swoim adresem, w myśl zasady "chwal albo milcz". Niestety wciąż jest część kibiców, która popiera takie postawy. Postawy toksyczne dla zawodnika, bo trzeba umieć przyjąć krytykę. Podobnie mają prezesi. Wbrew temu co się uważa i mówi, wielu z nich ma sporo czasu, bo "czarną robotę" wykonują inni. Na przykład teraz - jest okres po sezonie, kontrakty dogadane, za chwilę będą przelane na papier (albo już są). Na torze nic się nie dzieje, wszystkie przygotowania pod kątem nowego sezonu ruszą najwcześniej w grudniu. Co więc robić? Czytać komentarze, a następnie na nie odpowiadać. Może śmieszne, ale prawdziwe.