4 medale mistrzostw świata z rzędu? W każdej innej dyscyplinie sportu podobny wynik byłby odebrany jako niebywały sukces. Żużel rządzi się jednak swoimi prawami. Polacy są dla czarnego sportu tym, kim Amerykanie dla koszykówki. Każde miejsce poniżej pierwszego jest dla nas bolesną klęską. Zanim postał format Speedway of Nations, przez 17 lat najlepszą żużlową reprezentację globu wybierano w Drużynowym Pucharze Świata. Do sukcesu potrzebna była drużyna składająca się z 4 świetnie dysponowanych zawodników. Szybko okazało się, że większość naszych rywali nie jest w stanie wystawić tylu członków światowej czołówki, co Polacy. Biało-czerwoni wznosili trofeum w górę aż 8-krotnie. Wreszcie, po sezonie 2017 światowi decydenci powiedzieli: "Basta!" i zmienili zasady. Teraz do walki o prymat na świecie stają pary najlepszych żużlowców z poszczególnych krajów wzmacniane jednym rezerwowym. Do zeszłego roku musiał być nim junior nie starszy niż 21 lat. 2018: Nowe zasady, których nie zrozumiał Dudek Polakom utrudniono życie zmieniając zasady, ale - jakby w formie swoistej rekompensaty - nadano im funkcję gospodarza finałów pierwszej edycji Speedway of Nations. W lipcu oczy całego żużlowego świata żywo zainteresowanego nowym turniejem zostały skierowane na Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Selekcjoner Marek Cieślak dobrze rozumiał, że nowe zasady wymagają nowatorskiego podejścia do budowy zespołu. Zrezygnował z Bartosza Zmarzlika, a do wychowanego na wrocławskim torze Macieja Janowskiego dokooptował Patryka Dudka z Falubazu Zielona Góra. Obaj żużlowcy byli starsi - odpowiednio o 4 i 3 lata - od 23-letniego wówczas gorzowianina i zgodnie z wszelkimi oczekiwaniami ekspertów powinni byli lepiej radzić sobie ze wzmożoną w stosunku do DPŚ presją. Nasi reprezentanci po fazie zasadniczej zajmowali trzecie miejsce. Baraż z Wielką Brytanią miał wyłonić drużynę, która stanie w finałowym wyścigu przeciwko świetnie dysponowanym Rosjanom. Niestety, biało-czerwoni przegrali tę rywalizację zanim zdążyła się na dobre rozpocząć. Sędzia dopatrzył się nieregulaminowego startu Dudka. Przerwał bieg i udzielił mu drugiego - skutkującego wykluczeniem - ostrzeżenia. Zawodnik tłumaczył później, że nie wiedział, iż warningi z obu dni finału sumują się. Obrońcy tytułu musieli zadowolić się najniższym stopniem podium. 2019: Byliśmy najlepsi aż do finału Kolejny finał odbywał się w rosyjskim Togliatti. Tym razem Cieślak nie miał wyjścia - Zmarzlik zmierzał właśnie po swój pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata, przez cały sezon nie było na niego mocnych. Miejsce u jego boku zajął jednak nie Maciej Janowski, a Patryk Dudek. Polacy przechodzili przez rosyjski turniej bez najmniejszych potknięć pewnie zwyciężając fazę zasadniczą i awansując do finału. W nim czekało na nich niezwykle trudne zadanie - rywalizacja z gospodarzami, a jednocześnie obrońcami tytułu. Za biało-czerwonymi przemawiał jednak wynik z czternastego biegu zawodów, w którym nie dali oni żadnych szans Emilowi Sajfutdinowowi i Artiomowi Łagucie. Tym razem było jednak inaczej, bo reprezentanci Sbornej zdołali już znaleźć optymalne ustawienia motocykli. W powtórce ostatniego wyścigu dnia (pierwsza odsłona została przerwana przez upadek Dudka w pierwszym łuku) gospodarze odpłacili Polakom pięknym za nadobne i dojechali do mety z dużą przewagą zgarniając drugie z rzędu złoto. 2020: Deszcz zabrał nam złoto W kolejnym sezonie turniej nie tylko wrócił nad Wisłę, ale również zmienił termin z lipcowego na październikowy tak, by walka o tytuł najlepszej żużlowej nacji świata rozstrzygała się tuż przed tym, jak świat czarnego sportu zapada w zimowy sen. Nie przewidziano jednak, że pogoda o tej porze roku może spłatać organizatorom sporego figla. Ulewne deszcze szalejące nad Lublinem zmusiły oficjeli do zrezygnowania z 2-dniowego finału i rozegrania całej rywalizacji w jeden wieczór. Na loteryjnym, mokrym jak worek lodu wystawiony na słońce torze szalał wówczas Bartosz Zmarzlik nie dając szans żadnemu z rywali. Niestety, jego partner - Szymon Woźniak wyraźnie odstawał od niego poziomem sportowym. Po jego bardzo groźnym wypadku w wyścigu przeciw Szwecji Phil Morris zdecydował się zakończyć zawody po zaledwie 4 seriach startów. Polacy mieli wówczas tyle samo punktów co prowadzący Rosjanie, jednak po stronie Sbornej leżał wynik bezpośredniej rywalizacji obu krajów. Wyścig został co prawda wygrany przez Zmarzlika, jednak regulamin SoN zakłada, że konfiguracja oznaczająca zazwyczaj remis 3:3 premiuje zawodników z 2 i 3 miejsca, a więc w tym przypadku Łagutę i Sajfutdinowa. Polacy nie mogli pogodzić się z decyzją. Czekał ich jeszcze wyścig ze słabymi Czechami, a więc darmowe punkty. Gdyby turniej dojechano do końca, Polacy cieszyliby się ze złota. 2021: Upadek Janowskiego, klątwa Polaków? Tym razem nic nie miało prawa się nie udać. Rosjanie? Na skutek wewnętrznych konfliktów z federacją wystawili drugi garnitur, który nawet nie zakwalifikował się do finału. Nasz skład? Najlepszy z możliwych - drugi i czwarty zawodnik świata. Nowy selekcjoner Rafał Dobrucki przywrócił do łask Janowskiego wyrzuconego z kadry przez Cieślaka. Faza zasadnicza? Polacy przeszli ją gładko jak po asfalcie. Gospodarze? No właśnie, gospodarze... Brytyjczycy już pierwszego dnia rywalizacji w Manchesterze stracili swoją największą gwiazdę - Taia Woffindena. 3-krotny mistrz świata musiał wycofać się z turnieju po fatalnie wyglądającym upadku. Zagrożenie zneutralizowane? Nic z tych rzeczy! Zastępujący go Daniel Bewley wspiął się na wyżyny swoich możliwości i wraz z Robertem Lambertem awansowali nie tylko do barażu, ale nawet finału. Wówczas stała się rzecz niebywała. Na skutek nieporozumienia na wyjściu z drugiego łuku upadł Maciej Janowski! Polak szybko podniósł się z toru i pogonił za Brytyjczykami, ale nic to nie dało. Strata była zbyt duża. Biało-czerwoni kolejny raz wrócili do domu nie tylko z medalami, ale przede wszystkim z poczuciem kompletnej klęski. 2022: Wielkie nadzieje Czas zdjąć klątwę. Speedway of Nations gości w duńskim Vojens. Polaków najpierw czeka przystawka - środowy półfinał, a później trudne do przełknięcia danie główne w postaci sobotniego, jednodniowego finału. Rosjanie są wykluczeni. Uważać trzeba na obrońców tytułu z Wysp Brytyjskich i gospodarzy z Michelsenem i Madsenem. Przede wszystkim jednak na siebie. Reprezentacja Polski ma zdecydowanie najmocniejszy skład w całym turnieju. Przegrać możemy tylko z samym sobą.