Bartosz Zmarzlik jest jak niegdyś Adam Małysz Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że Grand Prix Polski w Warszawie to wielkie święto światowego żużla, a przede wszystkim apogeum popularności tej dyscypliny w Polsce. Dobrze, że po mimo pierwszych niepokojących informacji turniej dojdzie do skutku. W pewnym momencie informowaliśmy nawet, że zawody mają zostać odwołane, bo stadion zostanie przekształcony w punkt opieki dla uchodźców. Ostatecznie do tego nie doszło, dlatego dziś możemy zacierać ręce na wielkie ściganie na Narodowym. W ostatnich dniach o tych zawodach mówi się bardzo wiele. Bartosz Zmarzlik jest na ustach wielu Polaków. W tygodniu spotkał się z Robertem Kubicą. Kierowca formuły 1 był też obecny na piątkowych kwalifikacjach. Zresztą to nie jedyna znana persona, która w sobotę zasiądzie na trybunach szczelnie wypełnionego obiektu w Warszawie. Znanych osobistości i celebrytów brakować z pewnością nie będzie. To efekt bardzo mocnej pozycji polskiego żużla na naszym krajowym, sportowym rynku. Swoje zrobiła także dominacja Bartosza Zmarzlika, który dzięki swoim sukcesom nie jest już anonimowym sportowcem. Zaryzykuję nawet tezę, że dla wielu Polaków jest niczym niegdyś Adam Małysz do rosołu. Tak bowiem opisywano dawniej tradycję w domach wielu kibiców, którzy w niedzielę konsumowali rosół i obowiązkowo śledzili poczynania naszego skoczka w telewizji. Oczywiście w Polsce nie ma "Zmarzlikomani", co wynika m.in. z tego, że żużel nie jest pokazywany w ogólnodostępnej stacji telewizyjnej. Jednak Warszawa to wyjątkowy punkt w żużlowym kalendarzu i Zmarzlik oraz pozostali nasi reprezentanci mogą poczuć się przez moment jak Adam Małysz. To wyjątkowe uczucie, kiedy na żywo śledzi twoją walkę kilkadziesiąt tysięcy osób, a kolejne setki tysięcy przed telewizorami. Zakończę więc krótko - do boju Polacy! Czas przełamać złą passę, odczarować Narodowy i zakończyć turniej zwycięstwem Polaka.