PGE Ekstrliga. Na sędziego Meyze spadła fala hejtu Doskonale rozumiem, że komuś mogły puścić nerwy, bo sędzia popełnił błąd, a ukochana drużyna nie wygrała spotkania. Nie ma jednak żadnego wytłumaczenia względem fali hejtu, która została wylana w kierunku sędziego Krzysztofa Meyze. Przeczytałem wywiad arbitra, którego udzielił w ostatnim tygodniu portalowi WP. Po ludzku zrobiło mi się go żal. Każdy popełnia przecież błędy, a poza wszystkim trudno mówić o sytuacji, która nagle zmieni układ sił w tabeli czy sprawi, że taki Apator nie awansuje do rundy play-off. Oczywiście rozpatrując sędziowskie błędy nie można kierować się takimi czynnikami, ale tutaj niektórym "kibicom" pewne trybiki się najpewniej przepaliły i emocje puściły. Żużel w tym wszystkim to tylko sport, rozrywka, a ludzie chyba zapominają, że wszechobecny hejt może doprowadzić do tragicznych skutków. Odróżnijmy hejt od konstruktywnej krytyki, bo to dwie osobne sprawy. Jestem pełen podziwu dla sędziego Meyze, bo sam nie wiem, jak zachowałbym się na jego miejscu. Być może miałbym po prostu dość i zdecydowałbym się skończyć z zabawą w żużel. Kasa przecież w życiu nie jest najważniejsza. Są inne, ważniejsze wartości. Arbiter we wspomnianej rozmowie z portalem WP mówił, że nierzadko spotyka się z sytuacją, kiedy rodzic przychodzi na mecz żużlowy z małym synem i w jego towarzystwie bluzga w kierunku sędziego. Te zachowania przechodzą na dziecko, które kopiuje swojego ojca. Może to mocne, ale w takiej sytuacji to przejaw patologi w czystej postaci. Sędzia Meyze w sumie to oberwał podwójnie, bo sam stał się ofiarą skomplikowanego regulaminu, który każdy może interpretować na swój sposób. Być może nie byłoby takiej afery, gdyby nie zdecydował się przerwać biegu, w którym Piotr Pawlicki bardzo ostro pojechał z Patrykiem Dudkiem. Samo wykluczenie żużlowca z Torunia było później oczywistym błędem, natomiast można polemizować, czy Pawlicki przekroczył przepisy czy nie. Zdaniem szefa sędziów Leszka Demskiego tak właśnie było, ale pewnie gdyby zapytać inne osoby ze środowiska, to jednomyślności z pewnością nie byłoby. W tej specyficznej sytuacji liczę na zaangażowanie żużlowych autorytetów, którzy powinni okazać słowa wsparcia sędziom i powiedzieć stanowcze "nie" wszelkim okazom hejtu. Jeżeli dziś przejdziemy obojętnie wokół problemu, z jakim spotkał się Krzysztof Meyze, to za chwilę albo dojdzie do jakiejś tragedii, albo nie będzie komu sędziować spotkań żużlowych. Zresztą już jest z tym problem, ale to temat na inną historię.