Od razu zaznaczę, że jestem daleki od dyskredytowania sukcesów Polaków. Jeszcze kilka lat temu moglibyśmy zapomnieć o osiągnięciach, które w tym roku wzbogaciły gablotę dokonań polskiego żużla. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że sezon 2022 zostawia po sobie pewną dozę niedosytu. Zacznijmy od Grand Prix. Już po pierwszych rundach spekulowaliśmy, że będziemy mieli wojnę polsko - polską, czyli rywalizację o mistrzostwo świata między Bartoszem Zmarzlikiem a Maciejem Janowskim. Pierwszy zawsze bije się o złoto, a drugi świetnie zaczął sezon i sam po cichu sugerował, że chce powalczyć o pełną pulę. Ostatecznie czas wszystko zweryfikował. Janowskim szybko odpadł z walki o mistrzostwo, a chwilę później o medal. Było na tyle źle, że dopiero podczas ostatniego weekendu Grand Prix w Toruniu zapewnił sobie utrzymanie w cyklu. To na pewno nie jest sukcesem zważywszy na świetną formę Macieja w tym sezonie. Spokojnie mógł znaleźć się na końcowym "pudle", ale z jakichś względów go tam zabrakło. Niedosyt czuje też Zmarzlik, który na finiszu okazał się słabszy od mistrza świata Artioma Łaguty. Polaka pogrążyła przedostatnia runda w Toruniu. Na nic zdały się długie treningi na Moto Arenie w przeróżnych warunkach. Może Bartoszowi zabrakło szczęścia, a może załatwił go tor, który wtedy wybitnie mu nie leżał.W Speedway of Nations też mieliśmy zabrać co nasze. W zasadzie długo wszystko wskazywało na to, że tak będzie. Skończyło się wielką dramą, bo w finale Zmarzlik z Janowskim niespecjalnie się dogadali i ten drugi upadł. Srebro jak widać niewielu ucieszyło. Podpisałbym się pod opiniami, że ze złota obskubał nas niesprawiedliwy regulamin, bo w gruncie rzeczy można było mieć gdzieś pierwsze zawody finałowe, a w drugich włączyć telewizor na 10 minut, żeby zobaczyć to co najważniejsze. Nic wielkiego by mnie nie ominęło, a chyba nie tak powinna wyglądać formuła zawodów takiej rangi. Ale to zostawmy z boku, bo o regulaminie SoN wypowiedzieli się już chyba wszyscy i nie ma sensu powielać tej dyskusji.W każdym razie fakty są takie, że w dwóch najważniejszych imprezach międzynarodowych w sezonie 2022 na najwyższym stopniu podium nie było Polaków. Wygrał z nami najpierw Rosjanin, a potem Brytyjczycy. I przynajmniej ja wcale nie jestem tym faktem zdziwiony. Nasi wschodni sąsiedzi już od dobrych paru lat mają silnych przedstawicieli w PGE Ekstralidze, więc ich sukces nikogo dziwić nie powinien. Brytyjczycy też powoli wstają z kolan. Już nie jest tylko Tai Woffinden i długo, długo nic. Dzisiaj trzeba liczyć się z Robertem Lambertem, Danielem Bewleyem, a może za chwilę doskoczy ktoś jeszcze.Przy okazji trener Rafał Dobrucki przekonał się, że wcale nie tak łatwo jest osiągnąć sukces z reprezentacją. Trochę kręciliśmy nosem na poprzednie edycje SoN, w których kadra Marka Cieślaka zdobywała srebrne medale. I to w dużo mocniej obsadzonych zawodach, co także należy podkreślić. Czekam teraz z niecierpliwością na sezon 2023, w którym powrócić ma Drużynowy Puchar Świata. Wtedy nasze szanse na złoto na pewno wzrosną, ale nie będzie już tak, że mistrzostwo będziemy mieli w kieszeni. Coraz więcej reprezentacji stać obecnie na skompletowanie czwórki mocnych zawodników, którzy mogą zagrozić Polakom. W naszej reprezentacji też nie jest tak ciasno jak dawniej. Mamy Zmarzlika, Janowskiego, a chyba mimo wszystko poziom niżej Dudka, Przedpełskiego, Kuberę, Pawlickiego czy Kołodzieja. Rywale już wiedzą, że mocarzy z Polski jednak da się pokonać. Może taki rok jak ten 2021 był potrzebny. Za rok, jeśli uda się odbić złote medale rywalom, taki sukces będzie dużo lepiej smakował.