Prawie trzy lata temu podczas treningu w Lipsku, Martin Smolinski zaliczył paskudny upadek. Złamał biodro, uszkodził miednicę i nerwy w tych okolicach. Wydawało się, że może już nie wrócić do żużla, bo był praktycznie kaleką. Borykał się z tym wszystkim kilka lat, nie mógł na poważnie znów się ścigać. Naprawdę wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że nic już z tego nie będzie, tym bardziej że Smolinski do najmłodszych też już nie należy. Tymczasem pod koniec roku 2022 żużlowiec poczuł w końcu, że może rywalizować na sto procent. Wrócił podczas turnieju Night of the fights w Cloppenburgu i zrobił furorę, w cuglach wygrywając mocno obsadzone zawody, z udziałem takich zawodników jak Jaimon Lidsey, Nicolai Klindt czy Przemysław Pawlicki. Smolinski jechał jak za najlepszych lat i aż miło było na niego popatrzeć. Jak się okazuje, Martin ma jeszcze dużo planów na dalszą karierę. Wygrał GP. Teraz chce być mistrzem świata Martin Smolinski chce zostać mistrzem świata w longtracku, odmianie bardzo popularnej choćby w Niemczech. Jest tam sporo torów stricte przeznaczonych do tego sportu. Vechta, Scheessel czy Muhldorf to miejsca dobrze Smolinskiemu znane. W tej odmianie żużla jest łatwiej o sukces starszemu zawodnikowi, bo 90 procent roboty to dobry start. Potem po prostu się ucieka, a mijanek przeważnie nie ma za wiele. Smolinski startować akurat potrafi, co niejeden raz pokazywał. Jego największy sukces niemniej nie jest pochodną dobrego wyjścia spod taśmy. Gdy w 2014 roku sensacyjnie wygrał Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland, wystartował bardzo kiepsko. Na trasie jednak w niebywały sposób wyprzedził wszystkich rywali. To było niesamowite. Potem nie szło mu już tak dobrze i ostatecznie wypadł z cyklu, ale pozostawił po sobie niezłe wrażenie i jedną z największych sensacji w historii tej rywalizacji. Do dziś nie było raczej bardziej niespodziewanego zwycięzcy pojedynczego turnieju. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo