Michał Konarski, Interia: Żużel na silnikach elektrycznych. To budzi skrajne emocje w środowisku. Veroslav Kollert, producent elektrycznych maszyn i właściciel firmy THK/MXM: Zacznę od tego, że absolutnie nie można porównywać tego z elektrycznymi samochodami, bo tam to jest jakaś eko-katastrofa. Wiele rzeczy się nam wmawia i mamy to nie wierzyć. W żużlu jest trochę inaczej. Tu chodzi o to, by dostęp do niego miały również dzieciaki z biedniejszych rodzin, a nie tylko te najbogatsze. Żużel to bardzo drogi sport nawet na wczesnych etapach jego uprawiania. Dzięki "elektrykom" ten dostęp może być bardziej sprawiedliwy. Ale co z hałasem i zapachem, tak charakterystycznym dla tego sportu? Ja sobie żużla bez tego nie wyobrażam. I nie tylko ja. - My produkujemy tylko motocykle dla młodych chłopaków, a nie dla dorosłych zawodników. Oni mają mieć z tego zabawę przede wszystkim. Zabawę, która dzięki naszemu systemowi będzie znacznie tańsza. Poza tym ten sprzęt wszystkie inne parametry ma dokładnie takie, jak klasyczna maszyna żużlowa. Faktycznie, hałasu nie ma, bo być nie może. Zapachu też nie. Ale koszt treningu jest nieporównywalnie niższy, a to ma wielkie znaczenie dla tych zawodników. Do tego w zasadzie nie potrzeba zatrudniać mechanika. Można przejechać zawody czy trening na jednym akumulatorze. Czy jacyś Polacy testowali już pana sprzęt? Słyszałem na razie jedynie o Czechu, Adamie Nejezchleba. - Próbował pan Wroniecki z Zielonej Góry (adept, dop. red.). Z tego wiem, był zadowolony. Bardzo go zaciekawił ten temat. Dodam natomiast, że naszym sprzęcie próbowali jeździć tacy zawodnicy jak: Bewley, Pawełczak, Putkowski, Maroszek. Z kolei Greg Hancock udzielał rad. Zainteresowany był też Lindbaeck. Co ciekawe, jeździ też kobieta, Stepanka Nyklova. Ma 12 lat. Wspomniał pan o eko-katastrofie. Jest pan przeciwny temu ogólnemu zmuszaniu ludzi do rezygnacji z maszyn spalinowych? - To jak jakby cały czas kazali ci teraz jeść kotleta schabowego, bo nic innego już nagle nie istnieje. Żużel nie może być całkowicie "zielony" i eko. Ale dzięki elektryczności da się redukować koszty, co właśnie próbujemy robić. Cały czas powtarzam - ja nie chcę odbierać tej dyscyplinie uroku, ja chcę zmniejszać koszty jego uprawiania u najmłodszych. No ale jednak bez zapachu i hałasu to już wydaje się inny sport. - Wiem, że ludzie chcą czuć i słyszeć. To jest ta adrenalina. Ale ci ludzie w większości i tak chodzą na Zmarzlika, Lindgrena, Kuberę czy Janowskiego. Ale żeby był Zmarzlik, najpierw dzieciak musi przejechać kilka tysięcy kółek na treningu. Treningu, który zawsze był drogi, a teraz może być tańszy. O to w tym wszystkim chodzi. My chcemy robić maszyny dla najmłodszych. Chcemy pomóc tym uboższym rodzinom realizować marzenia ich dzieci. Myśli pan, że inne sporty motorowe też będą testować maszyny elektryczne? - U nas korzystają z tego też zawodnicy z flat tracka. Nie tylko Czesi, ale też Anglicy, Niemcy czy Holendrzy. Myślę, że w którymś z tych krajów już wkrótce będzie oddzielna kategoria tylko dla "elektryków". Zwłaszcza na zachodzie są mocno zainteresowani tym kierunkiem, bo tam mocno stawia się na ekologię. Trzeba powiedzieć wprost, że kibice nie są przychylni elektryfikacji żużla, nawet u tych najmłodszych zawodników. Jak pan na to reaguje? - Nasz system jest zrobiony tylko do szkolenia. Rok temu byłem u pana Dobruckiego w Polsce i jemu ten pomysł się spodobał. Wiem, że kibice są przyzwyczajeni do żużla jaki znają. Ale powtarzam jeszcze raz - produkujemy motocykle dla dzieci. I dla ich rodzin, które nie mają pieniędzy na start kariery. Prowadzimy coś w rodzaju nauki jazdy. Dzięki elektrycznym maszynom też dużo łatwiej wychwycić talenty, bo nie ma różnic sprzętowych. To bardzo uczciwa rywalizacja. W żużlu klasycznym trudno o taką. Czy były jakieś gwiazdy dorosłego żużla, które już zainteresowały się pana wynalazkiem? - Z klasycznego żużla na razie nie, ale to nie jest nasza grupa docelowa. Mogę za to powiedzieć o naszej "gwieździe" z Liberca. Adam Nejezchleba, bardzo utalentowany chłopak. Jeździł już w zeszłym roku na motocyklach elektrycznych. W Czechach jest niewielu żużlowców i to nasz największy problem. Będziecie jakoś promować swoje maszyny? - Chcemy eksponować nasz produkt na targach motoryzacyjnych. Świat idzie w kierunku ekologii, czy komuś się to podoba czy nie. Mamy sporo argumentów, przede wszystkim ten finansowy. Myślimy nad zawodami na elektrycznych maszynach, które mogłyby odbyć się w Libercu jeszcze w tym roku. Jeszcze nic pewnego, ale idzie to w dobrym kierunku.