To wszystko w momencie, w którym drużyna najbardziej go potrzebuje, bo - jak sam twierdzi - Unia jest dziurawa jak szwajcarski ser. Ratajczak, który mógł liczyć na wsparcie Marcina Gortata w końcu jedzie na miarę swoich możliwości. - To dla mnie tak naprawdę drugie przełamanie, bo wcześniej pojechałem dobry mecz w Gorzowie. Szkoda, że przegraliśmy u siebie ze Stalą. Życzę Jankowi Kołodziejowi zdrowia. Jesteśmy dziurawi, jak szwajcarski ser, a może i gorzej. Myślę, że wszyscy dali z siebie maksimum, a może i trochę więcej. Wynik nie jest najgorszy, ale za ładne porażki nie dają punktów. Na pewno cieszy powtarzalność z biegów juniorskich. Trzeba wyciągać wnioski. I te pozytywny, i te negatywne. Negatywne należy eliminować - powiedział Damian Ratajczak. Zresztą zdobycz punktowa Ratajczaka mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby nie wykluczenie po ostrym ataku na Wiktora Jasińskiego. - Może z wykluczeniem bym się zgodził, ale z żółtą kartką absolutnie nie. Widziałem dwie, może trzy sytuacje innych zawodników, które w takim razie też nadawałyby się na kartkę - ocenił Damian Ratajczak. Uszło z nich ciśnienie Od początku spotkania ze Stalą, było widać po zawodnikach Unii, że są mocno naładowani. Zresztą, gdyby nie kontrowersje i nieudolna jazda Oskara Palucha, leszczynianie pierwszą serię startów zakończyliby wynikiem 16:8. Po wypadku Kołodzieja z leszczyńskich byków uszło ciśnienie, a wkradła się demotywacja związana z obecną sytuacją kadrową. - Na pewno takie sytuacje nie motywują. Każdy z nas ma inny układ psychiczny i inaczej na temat tych rzeczy myśli. Z Januszem ten wynik mógł być inny. Czasu się nie cofnie, więc wyciągnęliśmy z tego wyniku tyle, ile mogliśmy - skomentował Ratajczak. W Pradze udowodnił, że jest w stanie walczyć z najlepszymi Podczas sobotniej rundy SGP2 Damian Ratajczak udowodnił, że jest w stanie walczyć z najlepszymi juniorami świata. Po słabym początku zawodów udało mu się stanąć na podium. - To był dla mnie rollercoaster. Po pierwszej trójce wiara na półfinał wzrosła. Szczerze, to po pierwszych trzech biegach... jakaś wiara zawsze jest, bo jak się przestaje wierzyć, to nie można nazywać się sportowcem. Wówczas wiara była bardzo mała. Ale popracowaliśmy z teamem, posłuchaliśmy rad trenera Dobruckiego oraz Bartosza Zmarzlika. Wjechaliśmy do półfinału, a tam zaczyna się wszystko od nowa. Po emocjonującym półfinale udało mi się wejść do finału, a tam też może się wszystko wydarzyć. Dojechałem trzeci, więc jest czym się cieszyć. Pokazałem w Pradze, że jestem w stanie wchodzić do finałów i stawać na podium. Nie chcę się niepotrzebnie nakręcać - podsumował Damian Ratajczak.