- Nie wiem, czy załatwiliśmy Bartka. To już jego trzeba by zapytać - mówi nam Tomasz Gaszyński, numer 1 w teamie Maxa Fricke, sensacyjnego zwycięzcy rundy Grand Prix na PGE Narodowym. Fricke cieszy się z tego, że dwa razy wygrał ze Zmarzlikiem - Natomiast bardzo cieszy to, że Max dwa razy wygrał z Bartkiem, bo to jest wyczyn. W końcu Zmarzlik jest najlepszy na świecie, więc każde zwycięstwo z nim jest bardzo cenne - dowodzi Gaszyński. Fricke zaczął zawody w Warszawie od zera, ale nie poddał się. - Zmieniliśmy motocykl - przyznaje Gaszyński. - Postawiliśmy na silnik Ashleya Hollowaya. To nie jest nasz numer jeden, bo współpracujemy z dwoma tunerami. Teraz był Ashley i jak się okazało, to był dobry krok - podkreśla menedżer żużlowca z Australii. Zwycięzca rundy GP był szybki już od drugiego biegu, ale dopiero po tym, co zrobił w piątej serii, kibice przecierali oczy ze zdumienia. Minął Zmarzlika, jak chciał, a kiedy Polak odbił pozycję, to zdołał go dopaść na samej mecie i odbić pozycję. Stało się jasne, że z takim Fricke ciężko będzie wygrać. Fricke pokazał, że nie trzeba jeździć w PGE Ekstralidze - Max pokazał, że nie trzeba startować w PGE Ekstralidze, żeby liczyć się w Grand Prix. Inna sprawa, że eWinner 1. Liga też jest mocna i wyrównana. Poza tym Max startuje w innych ligach europejskich, co pozwala nam się lepiej przygotować do Grand Prix - komentuje Gaszyński. Po wygranej w GP Warszawy Fricke wskoczył na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Gaszyński nie chce jednak zdradzić, jaki cel na ten rok ma zawodnik. - Powiem tylko, że zrobiliśmy pierwszy krok do celu. Zostało nam osiem, bo z tego co wiemy, to Grand Prix Oceanii nie będzie i tegoroczny cykl zakończy się na dziesięciu rundach, a dwie za nami - kwituje polski menedżer żużlowca.