Jak wspomnieliśmy na wstępie, w niedzielne popołudnie w niektórych sektorach nawet nie było gdzie wsadzić szpilki. W Pile wciąż kochają żużel i aż żal, że kibice w ciągu ostatnich lat zamiast wielkich sukcesów, byli głównie świadkami spektakularnych upadków klubów. Już na samym początku zrobiło się bardzo klimatycznie. O odpowiednią oprawę prezentacji zadbali sympatycy miejscowego klubu. Chętni fani wyciągnęli ze swoich garaży klasyczne auta i wraz z żużlowcami pokonali jedno pełne kółko pilskiego owalu. Na prezentacji nie obyło się bez wzruszających momentów. Chwilami łez nie mógł powstrzymać wyraźnie wzruszony prezes Budmax-Stal Polonii - Robert Sikorski. Dla takich chwil naprawdę warto żyć. Ku zaskoczeniu kilkutysięcznej publiczności, gospodarze od pierwszych biegów nie byli chłopcami do bicia. Ba, objęli prowadzenie, które utrzymywali przez dłuższą część spotkania. Szczególnie w początkowej części meczu nieuchwytny był Marcin Jędrzjewski. Niektórzy zdążyli wysłać go na emeryturę, a tymczasem okazuje się, iż Polak nadal ma "to coś". W niedzielę niestety byliśmy też świadkami paru groźnych momentów. Mało brakowało i starcie w szpitalu zakończyłby chociażby Adam Ellis. Podczas gdy goście przeżywali dramat i zupełnie nie radzili sobie z pilską nawierzchnią, mecz życia odjechał krytykowany przez wielu Artur Mroczka. Na ex-zawodnika Unii Tarnów nie było w zasadzie mocnych. Polakowi wtórował idol miejscowej publiczności - Tomas Jonasson. Piła stała się chyba dla niego drugim domem. Szwed wprost uwielbia kochać się na tym specyficznym obiekcie. Gdy wydawało się, że Budmax-Stal Polonia sięgnie po pewne zwycięstwo, niespodziewanie tuż przed biegami nominowanymi do głosu zaczęli dochodzić Łotysze. Efekt? Dreszczowiec i istna wojna nerwów w końcówce. Oba zespoły ostatecznie zachowały tyle samo zimnej krwi i po zaciętym widowisku podzieliły się punktami. W Pile taki wynik przyjęto jednak z wielką radością. Pierwsze "oczka" do tabeli po ponad dwóch latach fetował zwłaszcza wcześniej wspomniany przez nas Tomas Jonasson. Szwed z przytupem wrócił na stare śmieci i z miejsca zgarnął dwucyfrówkę. Wielkich powodów do radości nie mieli z kolei reprezentanci Optibet Lokomotivu. Jeżeli nie poprawią się oni w najbliższym meczu przeciwko Texom Stali Rzeszów, to o awansie do eWinner 1. Ligi mogą zwyczajnie pomarzyć. W Pile zaś jak u Sylwii Grzeszczak. Kibice oraz zawodnicy cieszą się z małych rzeczy i już nie mogą doczekać się kolejnych starć. To, że nie są w nich faworytami kompletnie nikogo nie obchodzi.