Dla ZOOLeszcz GKM-u ten mecz nie układał się już od samego początku. Motor z podopiecznymi Janusza Ślączki w zasadzie robił co chciał i na półmetku przewaga przyjezdnych wynosiła aż czternaście punktów. U gospodarzy stabilnie jeździł w zasadzie tylko Krzysztof Kasprzak. Jeździł, ponieważ wszystko zmienił paskudny upadek w dziewiątym wyścigu. Po względnie dobrym starcie, wychowanek Unii Leszno miał chrapkę na wyprzedzenie Mikkela Michelsena i zainkasowanie premierowego indywidualnego zwycięstwa. Zależało mu chyba aż za bardzo, gdyż nie przekalkulował, nadział się na tylne koło rywala i jego motocykl sunął prosto w dmuchaną bandę. Na całe szczęście żużlowiec zachował zimną krew i udało mu się nieco zredukować prędkość przed samym uderzeniem. Nie ominęły go jednak przykre konsekwencje. Wicemistrz świata z 2014 roku został wyrzucony w powietrze i dosć mocno uderzył w nawierzchnię toru. Kibice spodziewali się wtedy najgorszego i kolejnej kontuzji w zespole. Krzysztof Kasprzak długo zresztą się nie podnosił, co dodawało większej dramaturgii. Na szczęście skończyło się na strachu, bo Polak ostatecznie wstał i nawet nie potrzebował karetki po to by dostać się do parku maszyn. 37-latek czuł się na tyle dobrze, że kontynuował zawody i to z całkiem dobrym skutkiem. Racja, może i trochę przygasł i nie jeździł już tak dobrze jak na początku, ale w trzynastym oraz czternastym biegu udało mu się na przykład urwać punkty szybkim tego dnia Jarosławowi Hampelowi oraz Maksymowi Drabikowi. Reprezentant ZOOLeszcz GKM-u nie uniknął jednak wizyty w szpitalu. - Zdrowie jest najważniejsze. Trzymamy kciuki za Krzysztofa Kasprzaka, który tuż po ostatnim wyścigu musiał udać się na szczegółowe badania do grudziądzkiego szpitala. Trzymaj się "KK"! - napisał tuż przed północą grudziądzki klub na Facebooku. Fani teraz dosłownie modlą się, by skończyło się tylko na strachu. Siódmy zespół tegorocznej PGE Ekstraligi nie ma bowiem szczęścia do kontuzji. W tym roku na motocykl nie wsiądzie już Nicki Pedersen, a z bólem barku wciąż walczy Przemysław Pawlicki. Kolejny uraz w drużynie nikomu nie jest potrzebny. Polak nie ma wiele czasu na odpoczynek. W przyszłym tygodniu jego drużyna wybierze się na trudny teren do Wrocławia i zmierzy się z broniącą mistrzowski tytuł Betard Spartą.