Działaczom rybnickim należy pogratulować odwagi i podjęcia się niezwykle trudnego zadania - walki w Ekstralidze bez wcześniejszego przygotowania do niej. Niestety ryzykowna decyzja nie wyszła na dobre klubowi. Tylko stadion na miarę Ekstraligi Rybniczanie zastąpili zespół Lotosu Gdańsk, który nie został dopuszczony do startów w Ekstralidze. W związku z tym jego miejsce miała zająć jedna z ekip z I ligi, a tą stał się właśnie RKM. Działacze w momencie podjęcia tej decyzji byli już w trakcie budowania drużyny z myślą o walce w niższej klasie rozgrywkowej. Nie było szans na pozyskanie wzmocnień, jakie mogłyby zapewnić skuteczną walkę w gronie najlepszych i najsilniejszych zespołów w Polsce. Drużyna zbudowana na Angliku - Chrisie Harrisie oraz Rosjanach: Renacie Gafurovie i Romanie Povazhnym mimo wsparcia Polaków na czele z Rafałem Szombierskim i Romanem Chromikiem nie była w stanie nawet nawiązać walki z rywalami. "Rekiny" od początku ponosiły wysokie porażki, których przyczyna tkwiła po prostu w braku siły rażenia RKM-u. Światło w tunelu pojawiło się w meczu z Polonią Bydgoszcz na torze w Rybniku. Co prawda "Gryfy" wyszły z niego zwycięsko, ale wynik 40-48 na korzyść przyjezdnych był już całkiem przyzwoity. Niedługo potem rybniczanie zaskoczyli całą żużlową Polskę ambitnie walcząc w Tarnowie. Miejscowej Unii sprawili dużo kłopotu i ostatecznie ulegli tylko 6 oczkami. Jedna jaskółka wiosny nie czyni W rewanżu na torze w Rybniku "Rekiny" poczuły w końcu smak tak długo oczekiwanego i jakże upragnionego zwycięstwa. Jego wartość była tym większa, że odniesione zostało nad wciąż aktualnymi Drużynowymi Mistrzami Polski - "Jaskółkami". Wydawało się, że po takim sukcesie ekipa będzie w stanie stawić czoła kolejnym rywalom. Tak się jednak nie stało i RKM notował kolejne wysokie porażki na wyjazdach. Przed własną publicznością było nieco lepiej i rybniczanie w potyczkach z Włókniarzem Częstochowa i Stalą Rzeszów prezentowali się z dobrej strony, przegrywając jedynie 47:43. Porażki jednakże punktów nie przysparzają i w obliczu tylko jednej wygranej jeszcze przed rozpoczęciem drugiej fazy rozgrywek jasnym się stało, że "Rekiny" skazane są na degradację. Mimo to celem drużyny było pomieszanie szyków którejkolwiek z drużyn dolnej czwórki przez zwycięstwo na własnym obiekcie. "W kolejnych spotkaniach nie ma innej możliwości, jak tylko starać się stawiać opór. Jeśli nie uda nam się to, to trudno. Jednak drużyny, które przyjadą do Rybnika muszą spodziewać się twardej walki" - mówił trener Mirosław Korbel na początku drugiej fazy Ekstraligi. Mimo tych planów "Rekinom" nie udało się pozbawić punktów żadnego z rywali. RKM Rybnik nie dysponował drużyną na miarę Ekstraligi. Brakowało zarówno krajowego, jak i zagranicznego lidera. Gdyby zespół wzmocnili chociażby dwaj solidni zawodnicy, wówczas byliby oni w stanie pociągnąć za sobą resztę składu i przynajmniej włączyć się do walki o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na domiar złego zawodników pogrążyła w smutku tragedia Łukasza Romanka. Młody, utalentowany sportowiec 2 czerwca tego roku odebrał sobie życie. To wydarzenie wstrząsnęło zarówno kolegami z drużyny, jak i rybnickimi kibicami oraz wszystkimi fanami speedwaya w Polsce. Po tym dramacie bardzo trudno było odbudować atmosferę w ekipie "Rekinów". Brak lidera Niewątpliwie mijający rok był jednym z najtrudniejszych w historii klubu z Rybnika. Nie można jednak nie zauważyć kilku pozytywnych aspektów. Do takich na pewno można zaliczyć zaskakująco dobrą postawę Martina Smolińskiego od początku tegorocznych rozgrywek. Punktował on na bardzo przyzwoitym poziomie w wielu meczach i stał się obok Rafała Szombierskiego i Chrisa Harrisa prawdziwym liderem drużyny. Żałować jedynie należy, iż nie pojawiał się w składzie "Rekinów" częściej. Wspomniana trójka stanowiła najsilniejsze punkty RKM-u, o czym świadczy osiągnięta przez nich w tym roku średnia - najwyższa spośród żużlowców rybnickich. Roman Povazhny i Renat Gafurov także kilkakrotnie pokazali, że stać ich na dorobki punktowe na poziomie zawodników drugiej linii ekstraligowych zespołów. Zdobycz, sięgająca 7-8 oczek często padała ich udziałem. To nie wystarcza oczywiście do tego, by stanowić trzon ekipy z najwyższej klasy rozgrywkowej, ale wstydu również nie przynosi. Niewiele dobrego można natomiast powiedzieć o Romanie Chromiku i Zbigniewie Czerwińskim. Obydwaj nie potrafili odnaleźć się w Ekstralidze. Co prawda przydarzały im się momenty przebudzenia ? dla Czerwińskiego był to mecz w Lesznie, gdzie zdobył 10 punktów, a dla Chromika konfrontacja z Tarnowem, kiedy uzbierał 9 oczek - ale były to tylko sporadyczne przypadki. Ze znacznie lepszej strony pokazali się Wojciech Duchniak i Patryk Pawlaszczyk. Młodzi żużlowcy regularnie dostarczali "Rekinom" kilku punktów w każdym meczu. Właściwie nie było spotkań, w których ich wspólny dorobek byłby zerowy. Zawsze zapisywali na swoim koncie parę oczek, a na podkreślenie zasługuje ich występ w Częstochowie, gdzie zdobyli razem 10 punktów. Szkoda, że w Rybniku zabrakło wzmocnień. Gdyby udało się pozyskać dwóch solidnych zawodników, wówczas RKM mógłby pokrzyżować szyki niektórym rywalom. Niestety tak się nie stało. Konrad Chudziński