To niewątpliwy zaszczyt zajmować wysokie miejsca w przeróżnych plebiscytach w branżowych mediach. Kiedyś w pewnym plebiscycie, gdy decydowały głosy czytelników - podobnie jak w przypadku tego niedawnego organizowanego przez Przegląd Sportowy i Polsat na dziesięciu najlepszych sportowców Polski - wygrałem, potem skorygowano mechanizmy wyboru, żeby nie było niespodzianek i zająłem, także zaszczytne, 10 miejsce. Miłe to i motywuje do dalszej pracy na rzecz polskiego sportu, w tym "czarnego". Swoją drogą człowiek ma umiejętność zapominania rzeczy kłopotliwych, złych i trudnych - stąd nawet ludzie mojego pokolenia nie chcą pamiętać, że kiedyś nie było możliwości posiadania paszportu na stałe w domu. Po każdym wyjeździe trzeba go było zdawać do urzędu paszportowego, a potem wypełniać długie formularze, żeby go nam znowu Wysoki Urząd "wyleasingował" na kolejny wyjazd i drżeć czy władza będzie łaskawa, czy nie. Teraz dokumenty mamy pochowane w szufladach i nawet nie myślimy, że kiedyś z wyjazdami za granicę był związany ból głowy. To trochę podobnie jak z pandemią i żużlem. Minęło raptem półtora roku, zaraz zacznie się sezon i do Polski bez kłopotów będą przyjeżdżać "stranieri" - jeźdźcy zagraniczni. Mało kto już pamięta, że trzeba było całej mojej batalii przy wsparciu - od pewnego momentu - instytucji żużlowych i motorowych w Polsce, aby tę możliwość - jazdy cudzoziemców bez kwarantanny - od władz medycznych i sanitarnych wyrwać. Zapomnieć łatwo, a przecież pamiętać warto. Nawet jeżeli dziś coś wydaje się oczywiste, to wcale, takie nie było kilkanaście miesięcy temu. Jak pisał polski dramaturg Karol Hubert Rostworowski: "Życie to walka". Dokładnie tak. Wtedy też stoczyłem, także z inicjatywy i wsparciu całego już środowiska polskiego speedwaya wielką walkę o możliwość uczestnictwa w zawodach kibiców. Dziś to oczywiste, a tamto brzmi jak prehistoria, a przecież jak pisał Cyprian Kamil Norwid: "Przyszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej".