Brytyjskie gazety szeroko opisywały całą sprawę, elektryzującą społeczeństwo tym bardziej, że osierocona została dwójka małych dzieci. Początkowo nikt nie znajdował usprawiedliwienia dla Cartera, ale gdy coraz powszechniejsza stała się wiedza o jego wcześniejszych przeżyciach, osąd ten nieco się zmienił. Na pozór arogancki, pewny siebie żużlowiec o chłopięcej twarzy, w środku pozostał zagubionym człowiekiem, który od dziecięcych lat musiał się mierzyć ze śmiercią i życiowymi dramatami. Tragiczny wypadek Ponad 20 lat po śmierci sportowca jego historię szczegółowo opisał Tony McDonald w książce "Tragedy Kenny Carter", której najbardziej znamienny jest podtytuł. "Możesz go kochać lub nienawidzić - ale nie możesz o nim zapomnieć". Kenneth Malcolm Carter przyszedł na świat 28 marca 1961 roku w Halifax. Ojciec Malcolm, pracował jako monter urządzeń elektrycznych, matka Christine zajmowała się domem i wychowaniem trójki synów. Rodzina szybko przeniosła się na wieś, gdzie ojciec zaczął prowadzić własny biznes. Zajął się handlem używanymi samochodami i został dilerem motocyklowej firmy Suzuki. Dzięki temu jego synowie Kenny i Alan już od najmłodszych lat mogli oswajać się z motocyklami. Najmłodszy 4-letni Malcolm nie zdążył! W 1970 roku jadąc z mamą samochodem, mieli tragiczny w skutkach wypadek, w wyniku którego chłopczyk doznał rozlicznych obrażeń i nie przeżył nawet doby. Christine zaś została sparaliżowana od szyi w dół. Leczenie i rehabilitacje sprawiły, że do domu wróciła dopiero po roku. Był to już jednak zupełnie inny dom niż przed wypadkiem. Małżeństwo Christine i Mala się rozpadło. Ojciec nie zapomniał tylko o synach. Jako była lokalna gwiazda motocyklowych wyścigów szosowych, wspierał ich swym doświadczeniem i pieniędzmi w rozwoju karier. Zobaczył śmierć na torze Alan poszedł jego drogą i ścigał się na asfalcie, Kenny spróbował swoich sił na żużlu. Ojciec wyprosił o szansę dla niego i możliwość potrenowania na słynnym "The Shay", torze żużlowców Halifax Dukes. Podczas pierwszych kółek nie zachwycił, ale już na drugim treningu, ledwie tydzień później, oczarował wszystkich. Zaoferowano mu kontrakt. Od tej pory Carter dzielił swój czas na opiekę na treningi, opiekę nad sparaliżowaną matką (która znalazła sobie nowego partnera - Davida Wooda, który wcześniej był jej opiekunem, ale i tak wymagała nieustannej pomocy) i spotkania z dziewczyną, poznaną w szkole średniej rówieśniczką - Pamelą Lund. 3 grudnia 1977 roku, nim Carter w ogóle zdołał zadebiutować w lidze (mógł startować dopiero od sezonu 1978), przeżył kolejną tragedię. Podczas treningu zderzył się z nim Stuart Shirley. Konsekwencje były okrutne. Rywal z takim impetem uderzył w okalającą tor metalową siatkę, że... zginął. Po tym zdarzeniu młody żużlowiec zapału do żużla nie stracił, ale z pewnością wywarło to na nim trwały ślad. Tym bardziej, że niedługo później był świadkiem kolejnej śmierci na torze. Carter nie miał prawa wskoczyć od razu do składu silnej drużyny z Halifax, więc w sezonie 1978 został wypożyczony do drugoligowego Newcastle Diamonds. W debiutanckim sparingu zdobył 4 punkty i 2 bonusy, a już w trzecim meczu przyszło mu przeżyć śmierć 18-letniego kolegi z drużyny. Jadący w wyścigu za Carterem Chris Prime nie zapanował nad maszyną i z fatalnym skutkiem uderzył o twarde ogrodzenie toru. Mimo traumatycznych przeżyć w Newcastle kariera Cartera nabrała rozpędu. W sezonie wywalczył jeden czysty i pięć płatnych kompletów punktów, stał się liderem drużyny. Promotor Halifax Dukes, Eric Boothroyd nie mógł nie zauważyć tej eksplozji formy nastolatka i ściągnął go z powrotem. Kenny Carter chciał zostać mistrzem dla mamy Gdy ojciec wyposażył chłopaka w najwyższej klasy sprzęt, gdy wszyscy zacierali ręce na jego pojedynki z najlepszymi zawodnikami świata... znów wydarzyła się tragedia. 36-letnia mama Kenny’ego nie mogła już dłużej znieść swej wegetacji, bólu, przykucia do łóżka. Popełniła samobójstwo poprzez przedawkowanie środków przeciwbólowych. To Kenny znalazł ciało mamy, gdy wpadł do domu na herbatę razem ze swym przyjacielem - Jimmym Rossem. Szybko zadzwonił po karetkę, ale było już za późno. Młody żużlowiec w duszy obwiniał się za śmierć matki. - Wyznał mi, że czuje się winny. Przypominał sobie chwile gdy słyszał jej wołanie, ale je ignorował lub sytuacje gdy wkurzał się, iż przerywała mu grę w piłkę z chłopakami - opowiadał w książce Ross. Publicznie jednak Carter, w przeciwieństwie do brata Alana, tłumił emocje. Po tragedii zadeklarował tylko: "Zostanę mistrzem świata dla mojej mamy". I od razu zdobył komplet 12 punktów w meczu Dukes z Sheffield, wygranym 47:31. Carter był szalenie ambitny i nie znosił przegrywać. Czy to był snooker czy dart z kolegami, porażki znosił fatalnie. Z pubu mogli wyjść dopiero wtedy gdy on triumfował. Kariera w speewayu układała mu się rewelacyjnie. Już w debiutanckim sezonie został drugim najskuteczniejszym zawodnikiem "Książąt", a później niekwestionowanym ich liderem. W 1979 roku został też młodzieżowym mistrzem Wielkiej Brytanii i zadebiutował w składzie seniorskiej reprezentacji w starciu z Australią w Swindon. Talent dostrzegł Ivan Mauger Jego ogromny talent zauważył sześciokrotny indywidualny mistrz świata Ivan Mauger, który został jego menedżerem. Nowozelandczyk był jeszcze czynnym zawodnikiem, ale zbliżał się do zakończenia kariery. Swego podopiecznego nazywał "wygłodniałym tygrysem". Słusznie, bo Carterowi marzyły się wielkie sukcesy. 16 sierpnia 1981 roku w Olching z reprezentacją Wielkiej Brytanii zdobył srebrny medal drużynowych mistrzostw świata (9 pkt), a trzy tygodnie później stanął przed szansą na zadedykowanie zmarłej mamie złota. 5 września wystąpił na Wembley w finale indywidualnych mistrzostw świata. Po trzech kolejkach miał szansę na tytuł. Z dorobkiem 8 punktów ustępował tylko Amerykaninowi Bruce’owi Penhallowi. Wszystko przekreślił jednak defekt w czwartej serii. Brytyjczyk musiał się zadowolić 5. miejscem w finale. Okazja do rewanżu nadarzył się rok później w Los Angeles. Carter pojechał na ocean uskrzydlony informacją o zbliżających się narodzinach ich wspólnego dziecka z Pam. Pałał też ogromną chęcią rewanżu na Penhallu, którego nie znosił od czasu gdy w jednym z meczów doprowadził do wypadku, w wyniku którego Carter stracił nowiutki motocykl i zniszczył sobie żużlowy ubiór. Miał też pretensje do Amerykanina, że w eliminacjach IMŚ czasem oddawał pozycje rodakom, przepychając ich do kolejnych rund. Nawet groźny wypadek podczas turnieju Star of Anglia, w wyniku którego Carter połamał żebra i uszkodził sobie płuco, nie pozbawił go pewności siebie, chociaż na podleczenie zostało mu ledwie trzy tygodnie. Okradziony ze złota? Wiele wskazywało, że w Los Angeles Carter może zdetronizować odwiecznego rywala. Tym razem po trzech seriach to on miał komplet punktów, a Penhall o "oczko" mniej. Obaj zmierzyli się w 14. biegu. Kraksą pachniało od samego startu. Dla jednego i drugiego inni rywale się nie liczyli. Penhall maksymalnie wydłużył Brytyjczykowi wejście w pierwszy łuk, w efekcie czego wyszli z wirażu na dwóch ostatnich pozycjach. Prowadził Peter Collins przed Philem Crumpem. Pod koniec drugiego okrążenia Amerykanin wyprzedził Crumpa, ale wyjechał zbyt mocno na zewnętrzną co wykorzystał natychmiast Carter. W walce o drugą pozycję na prostej startowej starli się wręcz na łokcie. Górą był Carter. Na wejściu w pierwszy wiraż trzeciego okrążenia zostawił jednak Amerykaninowi zbyt dużo miejsce. Ten wcisnął mu się od wewnętrznej i mocno wysunął się pod płot na wyjściu z łuku. Czy doszło do kontaktu czy Carter przestraszył się tej szarży i sam się przewrócił? Ujęcie z jednej kamery, zza pleców zawodników, nie rozstrzyga definitywnie tej kwestii. Ku uciesze 40-tysięcznej amerykańskiej publiczności norweski sędzia Torrie Kittlesen wykluczył Cartera. - Nie może mnie za to wykluczyć - kręcił głową z niedowierzeniem Brytyjczyk, już schodząc do parku maszyn. Potem wziął słuchawkę telefonu i długo rozmawiał z arbitrem, próbując go przekonać o swej niewinności. - Wiesz, że właśnie mnie okradłeś z mistrzostwa świata. To nie fair! Przyjdź na dół i przeanalizuj to jeszcze raz proszę - mówił drżącym głosem Carter sędziemu, ale ten był nieugięty. - Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się w Los Angeles. To było coś naprawdę zaskakującego. Pierwszą osobą, która zadzwoniła do mnie po wszystkim, był o dziwo Ove Fundin. Powiedział, że w pełni mnie popiera. Miesiąc później obejrzeliśmy taśmę z tamtych zawodów, która oczyszcza mnie z wszelkich zarzutów. Ludzie gadali, że Kenny został trącony przez Bruce’a, ale nic takiego nie miało miejsca. Penhall nawet go nie dotknął, co wyraźnie widać na wideo. Znalazłem się wtedy pod olbrzymią presją, ale nie spękałem, bo jestem ulepiony z twardej gliny. W Los Angeles byłem w stu procentach przekonany, że podejmuję właściwą decyzję - opowiadał po latach Kittlesen. Garaż pełen spalin Carter ostatecznie zakończył zawody na 5. miejscu z dorobkiem 10 punktów. Nie pocieszyły go medale zdobyte mistrzostwach świata par w duecie z Peterem Collinsem. Ani srebro w 1982, ani złoto rok później, zwłaszcza, że nie miał już szans wygrać z Penhallem, który zakończył żużlową karierę i zaczął przygodę z aktorstwem w Hollywood. Ostatni finał IMŚ Carter zaliczył w 1983 roku, już bez pomocy Maugera w parku maszyn. Już w pierwszym starcie przegrał z piekielnie szybkim na torze w Norden reprezentantem gospodarzy Egonem Muellerem. To Niemiec ostatecznie sięgnął po złoto, a Carter, mający pretensje do organizatorów o manipulacje z torem, znów musiał się zadowolić 5. miejscem. Sezon 1984 spisał na straty w związku z kontuzjami (m.in. złamanie nogi), ale rok później znów miał zaatakować światowy szczyt. Po drodze musiał poradzić sobie z kolejną traumą, bo w kwietniu samobójstwo popełnił jego dobry kolega z toru - Australijczyk, Billy Sanders. Dwukrotny indywidualny medalista mistrzostw świata zatruł się spalinami we własnym garażu. W czerwcu Carter w Rybniku zdobył srebrny medal mistrzostw świata par w duecie z Kelvinem Tatumem. Wcale się jednak z tego nie ucieszył, tym bardziej, że w drodze powrotnej jego bus miał wypadek w Niemczech, a żużlowiec nie miał wykupionego ubezpieczenia poza terenem Wielkiej Brytanii. Straty wyniosły ok. 30 tysięcy funtów. Co gorsze marzenia o upragnionym indywidualnym złocie przekreśliła kolejna kontuzja. Brytyjczyk doznał urazu nogi w Finale Interkontynentalnym w Vetlandzie. Rehabilitacja trwała wiele miesięcy. Lotus ze złotymi kołami W czasie leczenia Carter dużo pomagał swemu bratu Alanowi, rywalizującemu w wyścigach na szosie. Zdobyte tam doświadczenie spróbował wykorzystać zakładając firmę Kenny Carter Promotions, zajmującą się marketingiem sportowym, prawami do transmisji telewizyjnych i public relations. Przemieszczał się białym lotusem ze złotymi kołami i czerwoną tapicerką w środku. Auto zostało zamówione najpierw na użytek jeden z klientek jego firmy, znanej oszczepniczki Tessy Sanderson, ale ostatecznie to żużlowiec wziął je w leasing, płacąc 400 funtów miesięcznej raty. Mocno obciążało to jego budżet. Na dodatek początek sezonu nie był w jego wykonaniu udany. Punktował średnio, stracił też funkcję kapitana reprezentacji na rzecz Simona Wigga. Nie potrafił przede wszystkim poradzić sobie z problemami sprzętowymi. Ostatnimi zawodami, w których wystąpił był półfinał IM Wielkiej Brytanii w Bradford. Na ulubionym torze zaczął od upadku i wykluczenia. Potem uciułał 8 punktów i szczęśliwie awansował do finału. Dwa dni po tych zawodach miało się odbyć pucharowe starcie wówczas już nie Halifax, a Bradford Dukes z Oxford Cheetahs. Kenny przed meczem zgłosił kierownictwu kontuzję palca. Spotkanie ostatecznie nie doszło do skutku ze względu na pogodę. Wtedy koledzy z drużyny i działacze widzieli go po raz ostatni. Strzelił jej w plecy W małżeństwie Kenny’ego i Pam Carterów wówczas już się nie układało. Żużlowiec był bardzo zaborczy, oskarżał żonę o zdradę. Stała się więźniem we własnym domu. W połowie maja, po kolejnej kłótni zakończonej interwencją policji, kobieta zabrała dzieci (trzyletnią Kelly Marie i 2-letniego Malcolma) i wyprowadziła się do rodziców. 21 maja 1986 roku Kenny zadzwonił do żony, żeby przyjechała i oddała mu klucze do ich wspólnego domu. Jego teść parę dni wcześniej zabrał stamtąd strzelbę, ale i tak bał się puścić córkę samą. Przekonało go dopiero zapewnienie zięcia, że jego w tym czasie w domu nie będzie, bo wieczór będzie spędzał z bratem i swoimi dziadkami. Pam pojechała więc sama i około 18:30 weszła do domu. Po otwarciu drzwi zobaczyła męża, stojącego z gotową do strzału strzelbą pożyczoną od kolegi. Zaczęła uciekać, ale została śmiertelnie postrzelona w plecy. Po zastrzeleniu żony żużlowiec zadzwonił do swego przyjaciela Rona Oldhama. - Brzmiał na strasznie przygnębionego. Powiedział: "Zastrzeliłem Pam, a teraz zastrzelę siebie. Nic nie mów, bo teraz będzie o dzieciach. Mam sporo pieniędzy. Weź je i dopilnuj, żeby dzieciakom niczego nie brakowało". Dodał, że dzieci bawią się poza domem, i że zaraz odbierze sobie życie. "Więcej się nie usłyszymy. Żegnaj" - opowiadał później Odlham na łamach książki. Zostawił list Gdy próbował oddzwonić do Cartera ten już nie odebrał. Wszedł na piętro i odebrał sobie życie. Znaleziono przy nim list: - Chcę, żeby Ron i Margaret Oldhamowie zaopiekowali się naszymi dziećmi. Przekazuję im również cały swój dobytek. Kocham Pam i nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli żyć oddzielnie. Teraz idę się zastrzelić. Proszę pochować nas razem. Ona mnie kochała. Teraz wreszcie będę przy mamie. Przekażcie bratu, że go kocham i nie mówcie dzieciom o tym co się stało - napisał. Ostatnie życzenie 25-latka nie zostało spełnione. Opieka nad dziećmi przypadła rodzicom Pam oraz jej młodszej siostrze Heather.