Dariusz Ostafiński, Interia: Za miesiąc rusza polska liga. Będzie kolejny sezon z dominacją Motoru Lublin? Krzysztof Cugowski, wokalista rockowy, fan żużla: Tego nie wiemy. Kilka zespołów się wzmocniło, więc to nie będzie tak, że do jednej bramki. Patrząc na papier, można obstawiać Motor w roli faworyta. Mają najlepszą parę juniorską i same gwiazdy w składzie. Ale ile to razy było tak, że ktoś na papierze wyglądał wyśmienicie, a potem jedna kontuzja niszczyła wszystko. Żużel to taki sport, gdzie łatwo stracić zdrowie. "Jakim trzeba być człowiekiem?", pyta Cugowski Pan wie coś o tym. - Wiem, bo siedziałem na żużlowym motocyklu, a nawet jechałem z niewielką prędkością. Jak ogląda się tor żużlowy w telewizji, czy z tych górnych rzędów trybun, to wygląda na gładki niczym stół. To jest jednak kartoflisko, gdzie jeden fałszywy ruch i cię nie ma. Zwłaszcza że oni na końcu prostej pędzą ponad 100 kilometrów na godzinę. Przyznam z ręką na sercu, że ja bym tak nie potrafił. I nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem i co w sobie mieć, żeby uprawiać ten sport. Na pewno trzeba być bardzo odważnym. A wracając do naszych dywagacji o Motorze i pana wątpliwości, to ja bym dorzucił, że ich problemem będzie czterech zawodników w Grand Prix. Prezes Jakub Kępa chyba obgryzie wszystkie paznokcie w te weekendy, gdy będzie Grand Prix i liga następnego dnia. - To prawda i to jest dla mnie dodatkowy argument przemawiający za tym, żeby się wstrzymać z ferowaniem wyroków. Z drugiej strony, to fajnie, że tylu zawodników Motoru pojedzie w Grand Prix. W przeszłości wiele klubów miało dużą reprezentację i jakoś musiały sobie radzić. Zrobili Zmarzlikowi świństwo. Cugowski nie przebiera w słowach Na wynikach może się to jednak odbić. Pamięta pan, jak rok temu Zmarzlika wykluczyli z Grand Prix i następnego dnia wyglądał, jak struty. I pojechał bardzo słabo. - Zrobili mu wtedy świństwo. Widać było, że to jest drukowane, że to są jakieś jaja. I to się musiało odbić na Zmarzliku. Przecież żużlowcy nie są maszynami, co jeżdżą, nie patrząc na to, co dzieje się wokół. To ludzie ze wszystkimi swoimi uczuciami. Dla każdego z nich, to Grand Prix jest ważne i każdego z nich boli, jak stanie się coś złego. Jak ktoś ich skrzywdzi, to się na nich odbija. Motor jedzie ten sezon już bez Hampela, z którym się pożegnano. Dobrze zrobiono? - Ja uważam, że to był błąd. Gdybym ja był, to oddałbym Lindgrena i zostawił Jarka Hampela. Dla mnie Lindgren jest taki najmniej przewidywalny. Nic mu nie można ująć, jak idzie o postawę sportową. Nawet, jak przyszedł do Motoru, to zaczął jeździć lepiej niż przed rokiem. Jednak Hampel był według mnie ważny dla tej drużyny nie tylko pod takim sportowym kątem. Liczyła się jego postawa, jako człowieka. On tych zawodników potrafił zintegrować, jego rola była nie do przecenienia. I teraz Motor został bez człowieka, który potrafi to zespolić? - Dokładnie tak i to jest zawsze zagadka. Inna sprawa, że dla samego Hampela, jak już pogodzi się z rozstaniem, to nie będzie złe rozwiązanie. Z Leszna, gdzie mieszka, ma do Zielonej Góry 80 kilometrów, a tu miał trzy, albo cztery razy więcej w jedną stronę. To zawsze jest problem. Teraz ma tak, jakby w domu jeździł. On długo płakał nie będzie. A czy Motor będzie żałował, to się okaże. Po sezonie 2024 można się spodziewać kolejnych zmian w Motorze, bo trzeba będzie dopuścić trochę świeżej krwi. To co wtedy? Kogo wówczas powinien skreślić Motor? Lindgrena? - Nie mam zielonego pojęcia i nie odpowiem. Zresztą najpierw trzeba zobaczyć, kto i jak pojedzie w tym sezonie. Bez tego nie odważę się spekulować. Cugowski krytykuje przepisy wymierzone w konkretny zespół A pan wie, że rywale boją się Motoru do tego stopnia, że już od jakiegoś czasu spekuluje się o tym, by za rok wprowadzić przepis o konieczności posiadania wychowanka w składzie. Motor wychowanka teraz nie ma, więc musiałby się osłabić i oddać Przyjemskiego lub Bańbora. - Osłabiliby Motor i kilka innych klubów też, bo większość jest w podobnym położeniu. Nikt nie chce się męczyć, szukać. U nas nie opłaca się szkolić, lepiej kupić gotowego juniora. A co do samej zmiany przepisów, to nie pierwszy raz próbuje się dopasować przepisy do sytuacji. To jest najgorszy pomysł z możliwych i to się już w różnych dyscyplinach zemściło na tych, którzy taki przepis wprowadzali. Tego nie wolno robić. Mówi pan tak, bo jest kibicem Motoru? - Mówię tak, bo to mi się nie podoba. Jak chodzi o moje prywatne zdanie, to taki junior wychowanek w składzie, na pierwszy rzut oka, nie jest złym rozwiązaniem. To jest nawet dobry pomysł, bo wymusi szkolenie, bo kluby będą miały swoich. Nie można jednak takiego przepisu wprowadzać po to, żeby w kogoś uderzyć. Ja panu powiem, że jak przyjrzeć się temu przepisowi z bliska, to więcej jest wad niż zalet, a podkładanie nogi, to słaba rekomendacja do wprowadzania jakiejś zmiany. - Jak tak sobie myślę, to może tym szkoleniem bardziej powinniśmy obarczać kluby niższych lig. W sumie Ekstraliga powinna być zawodowa w stu procentach. Dlatego skwitujmy to wszystko tak, że to są brednie, a na dokładkę kombinacje i robienie przepisów pod bieżącą działalność. "Niektórym ludziom odbiera rozum". Cugowski o spółkach skarbu państwa w sporcie To jest trochę taka sytuacja, jak ze spółkami skarbu państwa. Wszyscy rzucili się na Motor, żeby jemu zabrać, a tymczasem stracił, chociażby Włókniarz. - I ja tego nie rozumiem. Niektórym ludziom odbiera rozum. Żyjemy w biednym kraju. Są rejony, gdzie mamy duże firmy, które stać na finansowanie klubów, ale są też takie, jak Lublin, gdzie nie ma takiej możliwości. Jeśli zaatakujemy spółki, to być może ten żużel w Lublinie trzeba będzie zwinąć. Lokalnymi siłami Motor nie był w stanie wyjść z drugiej ligi. Jeśli się umówimy, że na żużlu mają jeździć tylko te kluby, które mają finansowe zaplecze i są w stanie poradzić sobie bez spółek, to w Lublinie zostanie nam saneczkarstwo. W kilku innych ośrodkach także. Przez wielu ekspertów przemawia wyłącznie zazdrość. Motor wygrał ligę dwa razy z rzędu i to boli. - Ludzie zapominają, że nic nie trwa wiecznie. Unia Leszno zdobyła cztery tytuły z rzędu, a potem wszystko się posypało i teraz to jest klub, gdzie nie ma żadnej nadziei na dobry wynik. Oni mogą nawet spaść. Motor też nie będzie trwał wiecznie. Po nim przyjdzie ktoś inny. A spółki skarbu państwa trzeba szanować. W innych dyscyplinach nie napadają klubów za to, że mają spółki. Motor ma spółki, ale nie ma stadionu. Za chwilę może jednak mieć. - Daj Boże, choć ja nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. A taka sytuacja jak obecnie jest nie do przyjęcia. Obecny stadion to prowizorka. On był może i dobry, ale 20 lat temu. Żeby tylko w Lublinie zdążyli, zanim drużyna spadnie ze szczytu. - To akurat bez znaczenia, bo taki nowy stadion to będzie na zawsze. No i o Grand Prix w Lublinie będzie można powalczyć. O roli sędziów w sporcie. Cugowski mówi o tym wprost Jak pan już wspomniał o Grand Prix, to od razu zapytam, czy ktoś może przeszkodzić Zmarzlikowi w zdobyciu piątego złota. - Jeśli nie będzie takich akcji, jak ta ubiegłoroczna w Vojens, to nie. Swoją drogą te akcje sędziów i oficjeli to zawsze jest lipa. Ja bym to porównał do skoków narciarskich, które straciły, odkąd oddano zbyt wiele władzy człowiekowi. Temu, co odlicza i dolicza za mniej lub bardziej korzystne wiatry, a potem kibic nie rozumie, jak to możliwe, że jeden skacze 130 metrów, a drugi sześć krócej, ale dostaje więcej punktów. Kiedyś była odległość plus style i wszystko było jasne. Im więcej narzędzi w rękach innego człowieka, tym gorzej. W żużlu też mieliśmy cuda pod taśmą i dyskusje o mikroruchach. Na szczęście, to się uspokoiło. Na szczęście. Jednak i tak jestem niepocieszony, bo został play-off dla sześciu drużyn i dla mnie to bez sensu. Rok temu Apator był słaby, ale rzutem na taśmę wskoczył do szóstki, a potem zgarnął medal, bo w Stali przytrafiła się kontuzja, a Włókniarz nie trafił z formę. A obie drużyny były od Apatora lepsze. Ten play-off to zresztą w ogóle jest problematyczny. Lepiej by było zrobić dwie ligi po dwanaście drużyn. Byłoby więcej meczów i nie trzeba by było cudować. To prawda, choć na mnie osobiście większe wrażenie niż system play-off robią pieniądze. Prezes GKM-u opowiedział mi ostatnio, że dziesięć lat temu klub wchodził do Ekstraligi z budżetem rzędu 4 milionów, a teraz ma cztery razy większy. I wszystko zjadają płace. - Od lat się mówi, że te pieniądze są z kosmosu, że granice zdrowego rozsądku już dawno zostały przekroczone i że to musi pęknąć, ale nie pęka. Z drugiej strony to tak ciężko powiedzieć komuś, kto ryzykuje własnym zdrowiem i życiem, że zarabia za dużo. To jest trudny temat.