Wszyscy drżeli o jego życie Zapewne w pamięci kibiców są jeszcze świeże wspomnienia z końca sierpnia ubiegłego roku, kiedy to Adrian Miedziński podczas meczu Falubazu z Polonią doznał bardzo poważnego urazu mózgu. Lekarze walczyli nie tylko jego zdrowie, ale o jego życie. Miedziński kolejny raz pokazał jednak wielki hart ducha i już po kilku tygodniach praktycznie normalnie funkcjonował, pojawiał się w wielu miejscach publicznych. Mówiono o cudzie, ale też zadawano jedno pytanie: czy będzie chciał wrócić na tor? Miedziński nie zamierzał kończyć kariery, choć wielu mu to sugerowało. Mówili, że dość już kusił los, że nie ma sensu tego ciągnąć. Zawodnik spokojnie szykował się do sezonu, podpisał kontrakt warszawski w Polonii. Czekał na to, aż na pewno będzie gotowy do jazdy oraz na potrzebę wzmocnienia w jakimś klubie. Ta potrzeba pojawiła się w wybitnie pechowej w tym roku Unii Leszno. To tam Miedziński porozumiał się na sezon 2023. Inny zawodnik. To na pewno Miedziński? Adriana Miedzińskiego znaliśmy zawsze jako człowieka o niepohamowanej, często przesadzonej ambicji. W trakcie swoje kariery miał ponad 150 upadków, kojarzono go z niebezpiecznymi sytuacjami. Choć od razu trzeba dodać, że to także człowiek bardzo utytułowany, drużynowy mistrz świata, zwycięzca GP w Toruniu. Od momentu powrotu na tor po kontuzji z Zielonej Góry u Adriana coś się jednak zmieniło. Poszedł z jednej skrajności w drugą. Zauważa to dużo osób ze środowiska żużlowego. - A może to i lepiej, że dba o zdrowie swoje oraz innych? Długo nie jeździł, może potrzeba mu jeszcze więcej czasu - uważa z kolei Bogusław Nowak, pierwszy trener Bartosza Zmarzlika. Czy taka jazda ma sens? Miedziński może teraz zapytać: gdy rok temu jeździłem bez głowy, to było źle, a teraz jeżdżę ostrożnie i też jest źle? Tylko tu nie chodzi o to, by popadać w skrajności. Trzeba znaleźć złoty środek, tak jak 99% żużlowców. - Ten sport przeznaczony jest dla ludzi, którzy ryzyka się nie boją. Zawsze może być tak, że wrócisz do domu połamany. Sam miałem tę świadomość. Natomiast całkowite odpuszczanie, jazda z tyłu i pilnowanie bezpieczeństwa zupełnie mijają się z celem - dodaje Krzystyniak, który zauważa też że Miedziński mimo słabych wyników jest totalnie spokojny i zmieniony również mentalnie. Pozostaje pytanie, czy może faktycznie nie jest tak, że po takiej poważnej kontuzji Miedziński potrzebuje znacznie więcej czasu na dojście do siebie. Chociaż z drugiej strony czasu na rozjeżdżenie miał przecież sporo, bo oprócz zawodów ma również treningi, w których jedzie spod taśmy. Na ten moment Miedziński jest zupełnie innym zawodnikiem niż ten, którego znaliśmy przed sierpniowym upadkiem. Sprawdza się zatem przepowiednia tych, którzy mówili że czegoś takiego nie da się od razu wymazać z pamięci.