Wielkie brawa, owacja na stojąco, aplauz i okrzyki motywujące do walki. To nie jest sposób na przyjęcie w Bydgoszczy Tomasza Golloba, Andreasa Jonssona, Henrika Gustafssona, ani nikogo innego związanego z klubem, kto zapisałby się złotymi zgłoskami w jego historii. To reakcja na Nickiego Pedersena, którą zaprezentowali kibice przy Sportowej 2 w minioną niedzielę. Duński mistrz wrócił do żużla po długiej przerwie spowodowanej poważną kontuzją. To budzi u fanów duży szacunek. Mimo wcześniejszej niechęci do Pedersena, bydgoscy kibice nie mieli problemów z oklaskiwaniem go podczas Kryterium Asów. Pedersen zaś odwdzięczył się za taką postawę, świetnie zaprezentował się na torze i mógł stanąć na podium. Odpuścił jednak bieg dodatkowy. Być może dlatego, że nie czuł się jeszcze na siłach, by pojechać sześć biegów. Wolał po prostu spokojnie zakończyć zawody, które tak czy inaczej były dla niego udane. Jeździł jak za najlepszych lat. Znowu upadł. Ależ on ma pecha! W poniedziałek wieczorem niestety Pedersen znowu zaliczył upadek, tym razem w lidze angielskiej. Uderzył mocno plecami i uskarżał się na ból. Oficjalnie nie doznał poważnego urazu, ale znowu się poobijał. Jego ciało jest już tak sponiewierane, że każdy upadek może odnowić jakąś kontuzję. Na szczęście, najpewniej skończy się na strachu. Niemniej kolejny raz widać, że Pedersen ma potężnego pecha. Non stop zalicza upadki. A już za dwa tygodnie przed nim powrót do PGE Ekstraligi, w której reprezentuje Zooleszcz GKM Grudziądz. Rok temu głównie na skutek braku Pedersena właśnie, ten zespół pokonał tylko słabiutką Arged Malesę Ostrów Wielkopolski, mimo że początek sezonu miał naprawdę udany. Choć play offy były sześciozespołowe, to i tym razem zabrakło w nich GKM-u, co uznano za wielką porażkę. Bez Pedersena jednak naprawdę było to mission impossible.