W sierpniu Woźniak spełnił swoje kolejne, dziecięce marzenie. W szwedzkim Gislaved awansował do elitarnego cyklu GP i już za kilka miesięcy powalczy o tytuł mistrza świata, stając pod taśmą z gwiazdami światowego żużla, do których właściwie sam już należy. Szymon długo pracował na swoje sukcesy, nie jest wielkim talentem, ale ciężką pracą doszedł już do wielkich rzeczy. Ale nie zamierza na tym poprzestać i wygląda na to, że chce w GP zaistnieć. W sezonie 2024 w jego boksie podczas walki w indywidualnych mistrzostwach świata będzie wielki Greg Hancock, czterokrotny indywidualny mistrz świata, jedna z ikon światowego żużla. Zakończył karierę dopiero w wieku niemal 50 lat, być może jeździłby do teraz gdyby nie problemy osobiste (choroba żony). Trzy z czterech tytułów miał po 40-stce, więc z nowinkami technicznymi jest na bieżąco. Woźniakowi z pewnością bardzo pomoże. Polak idzie po marzenia. Niewielu w to wierzy Szymon Woźniak sam o sobie mówi, że nie jest wielkim talentem. Mimo tego był mistrzem Polski w każdej kategorii wiekowej, na minitorze, U21 oraz seniorów. Krok po kroku idzie coraz wyżej w PGE Ekstralidze, jest jednym z liderów Stali Gorzów. Teraz poszedł jeszcze dalej, bo awansował do cyklu Grand Prix. Rzecz jasna jak każdy debiutant jest traktowany jako raczej ten, którego maksimum to walka o pozostanie w elicie na przyszły rok. Sama współpraca z Hancockiem świadczy jednak o tym, że polski zawodnik chce w GP powalczyć o coś więcej. Zresztą, Woźniak to jeden z najbardziej ambitnych żużlowców. Jego niesamowity upór, wola walki i konsekwencja doprowadziły go prawie na sportowy szczyt. Teraz jednak ma przed sobą to najtrudniejsze. Na szczycie jest bowiem jego dobry kumpel, Bartosz Zmarzlik. I strącić go stamtąd będzie niezwykle trudno.