Jeśli nasze informacje się potwierdzą, to mamy do czynienia z dużą wpadką działaczy mistrza Polski z Lublina, którzy kontraktując i zatwierdzając Dominika Tymana nie sprawdzili dokładnie jaki jest status żużlowca. My to zrobiliśmy. Z naszych ustaleń wynika, że Motor w każdej chwili może dostać fakturę do zapłaty na 360 tysięcy z ROW-u Rybnik. Jak Tyman z mamą przyszli do prezesa ROW-u Rybnik Zacznijmy od tego, że mniej więcej pół roku Tyman i jego mama przyszli do prezesa ROW-u, by porozmawiać o rozwiązaniu kontraktu. Tłumaczyli, że Dominik już nie chce jeździć, a taki papier jest mu potrzebny do federacji KSW. Chciał po prostu pokazać, że nie jest zarejestrowany w żadnym klubie. Wiemy, że prezes Krzysztof Mrozek dał Tymanowi zgodę, ale w ostatnim zdaniu oświadczenia napisał, że gdyby jednak zawodnik zmienił zdanie i chciał wrócić do żużla, to jego nowy potencjalny pracodawca musi uiścić wszelkie regulaminowe opłaty.. Pod koniec listopadowego okna, gdy ukazała się informacja o podpisaniu przez Motor kontraktu z Tymanem, ROW napisał do działu prawnego GKSŻ maila z załącznikami. Chodziło o to, żeby sprawdzić, czy podpisany papier gwarantuje rybnickiemu klubowi wypłatę pieniędzy. GKSŻ potwierdził, że ekwiwalent się należy. Ten ekwiwalent wynosi 360 tysięcy. To będzie transferowy majstersztyk prezesa Krzysztofa Mrozka Jeśli Motor faktycznie przeleje jakieś pieniądze za Tymana na konto ROW-u, to będzie można mówić o majstersztyku prezesa Mrozka. Dostać taką kasę za żużlowca, który niczego wielkiego nie osiągnął, to będzie spory hit. Oczywiście nikt tutaj nie przekreśla zawodnika. Może się wykazać, że on jeszcze zrobi karierę. Na ten moment jego wartość rynkowa, to na pewno nie jest te wspomniane 360 tysięcy. Mistrz Polski może oczywiście odstąpić teraz od umowy i zerwać kontrakt z Tymanem. Nie wiemy jednak, czy to z automatu przekreśla temat roszczeń podnoszonych przez ROW. Tym najpewniej zajmą się za chwilę związkowi prawnicy. Oni to określą. Zobacz również: "Po moim trupie". Dopiszą go na czarną listę? [OPINIA]