Takiego Bartosza Zmarzlika jeszcze nie widzieliście. Twarz ukryta w dłoniach, skupienie, modlitwa. A wszystko przed najważniejszymi dla niego zawodami w tym roku. Zmarzlik stracił grunt pod nogami Po wykluczeniu z poprzedniej rundy w Vojens (powodem był nieprawidłowy strój, bez logo sponsora, w kwalifikacjach) przewaga Zmarzlika nad drugim w klasyfikacji Fredrikiem Lindgrenem stopniała z 24 do 6 punktów. Zmarzlik w jednej chwili stracił wszystko, na co pracował przez cały sezon. Pojawiała się niepewność i obawa, że czwarte złoto nie trafi do jego rąk. W finale PGE Ekstraligi (oba mecze odbyły się po Vojens) Zmarzlik nie był sobą. Był spięty, sztywny. W jeździe brakowało mu tego charakterystycznego dla niego luzu. Widać też było, że jest przybity psychicznie. On sam mówił, że wykluczenie z GP Danii dało mu mocno w kość. Zmarzlik sięgnął po wszystkie możliwe metody Nic dziwnego, że kiedy przyszło co do czego, to Zmarzlik sięgnął po wszystkie możliwe środki, byle tylko odeprzeć atak Lindgrena. Do teamu włączył byłego żużlowca Marka Hućko, który miał dać trochę świeżego spojrzenia. Do tego dołożył specjalny trening na toruńskiej Motoarenie, gdzie pomagał mu trener Jan Ząbik. Nie można było włączyć jupiterów, więc Ząbik jeździł w kółko autem i oświetlał tor. Poza tym była koncentracja i nastawienie psychiczne, jakiego wcześniej u Zmarzlika nie widzieliśmy. On sam przyznał, że przed zawodami powiedział sobie wprost: "muszę". Nie było "mogę", ale "muszę" i idąca w ślad za tym presja. Modlitwa była dopełnieniem całego tego rytuału związanego ze szczególnym startem. Finalnie wszystko przełożyło się na wygraną i czwarte złoto. Zmarzlik jest najmłodszym 4-krotnym medalistą mistrzostw świata. W jego wieku nikt nie osiągnął w żużlu aż tak wiele. 28-letni Bartosz w sumie ma na koncie 7 medali (4 złote, 2 srebrne, 1 brązowy).