Tegoroczny weekend na PGE Narodowym rozpoczął się dramatycznie i nie ma w tym ani krzty przesady. Na piątkowych kwalifikacjach groźnie wyglądający upadek zanotował Dominik Kubera. Jedna z naszych największych nadziei na triumf w całym turnieju została bezpośrednio przetransportowana do szpitala, gdzie stwierdzono uraz kręgosłupa. Nieszczęście reprezentanta Polski wykorzystał inny z "Biało-Czerwonych", a mianowicie Bartłomiej Kowalski. Młodzieżowiec Betard Sparty w stolicy naszego kraju pokazał się z wyśmienitej strony i choć nie awansował do półfinału, to zaliczył choćby triumf w pojedynczym wyścigu. O ile on akurat mógł pakować się z uśmiechem na ustach, o tyle o zmaganiach jak najszybciej chcieli zapomnieć Patryk Dudek oraz Maciej Janowski, którzy też pożegnali się z rywalizacją jeszcze przed decydującymi biegami. Początkowo dobrze nie wiodło się też Bartoszowi Zmarzlikowi. Trzykrotny mistrz świata podobnie jak w Chorwacji pokazał jednak ogromną klasę i rzutem na taśmę załapał się do czołowej ósemki. W niej oczywiście pozytywnie namieszał, bo uzyskał przepustkę do najważniejszego wyścigu wieczoru. Licznie zgromadzeni kibice na PGE Narodowym obejrzeli łącznie dwa podejścia do wielkiego finału. W pierwszym na pewnym prowadzeniu znajdował się Jack Holder, lecz upadek zanotował Jason Doyle. Sędzia po długim namyśle wykluczył Australijczyka z powtórki. Ta ułożyła się fantastycznie dla Fredrika Lindgrena. Szwed uciekł rywalom ze startu i pomknął po triumf w Warszawie. Rywali zawzięcie gonił Bartosz Zmarzlik, który zbliżył się do nich zwłaszcza na czwartym okrążeniu. Ostatecznie Polak musiał przełknąć gorycz porażki i minimalnie przegrał nie tylko ze zwycięzcą turnieju, ale i też z Jackiem Holderem. Klubowy kolega Zmarzlika z Platinum Motoru dzięki sobotniej wygranej zrównał się z nim punktami w klasyfikacji generalnej. Tuż za tą dwójką plasuje się Jason Doyle. O kolejne "oczka" żużlowcy powalczą za trzy tygodnie w Pradze.