Przypomnijmy, że w zakończonym niedawno sezonie Bartosz Zmarzlik wygrał bez większych problemów, mimo braku udziału w turnieju w Vojens. Polski zawodnik miał tam nieprawidłowy kevlar i został zdyskwalifikowany. Fredrik Lindgren zbliżył się co prawda na dość niebezpieczną odległość, ale Zmarzlik w Toruniu wyjaśnił wątpliwości po mistrzowsku, wygrywając turniej. Znamienne jest to, że Lindgren nie zawiódł w żadnym turnieju, a i tak był bez szans ze Zmarzlikiem. Ktoś by powiedział, że kolejny dość łatwo wygrany tytuł mistrza świata może zmienić Zmarzlika i nieco ograniczyć jego motywację do kolejnych sukcesów. Nic bardziej mylnego. Bartosz nastawia się już na kolejny sezon, który rozpocznie się za mniej więcej pięć miesięcy. - Ale bym sobie pojeździł - napisał w mediach społecznościowych, wywołując wielką ekstazę u kibiców. Oni z pewnością też chętnie by zobaczyli idola znów na torze. Piąty tytuł przed 30-stką. Będzie najlepszy w historii? W przyszłym sezonie Bartosz Zmarzlik stanie jako główny faworyt do walki w indywidualnych mistrzostwach świata. Jeśli znów zwycięży, będzie po raz piąty najlepszym zawodnikiem świata. Zostanie mu już tylko krok do tych największych, Tony'ego Rickardssona czy Ivana Maugera. A przecież jeśli los będzie sprzyjać, to przed Zmarzlikiem jeszcze spokojnie dziesięć lat jazdy. Kto wie, czy nie więcej. Obecnie przecież 40 lat w żużlu to praktycznie żaden wiek i najlepiej pokazuje to choćby przykład Janusza Kołodzieja. Przypomnijmy też, że za rok Zmarzlik i spółka po raz pierwszy w swoim życiu wybiorą się na turniej GP w Landshut. Ta lokalizacja wraca po wielu latach. Ostatni raz organizowała zawody z cyklu, gdy Daniela Bewleya czy Roberta Lamberta nie było jeszcze na świecie. Landshut zastąpi Teterow, które od dawna pracowało na utratę turnieju. Fatalny tor nie pozwalał żużlowcom na bezpieczną jazdę, a co dopiero na ściganie.