Adrian Gała od zawsze znany jest jako żużlowiec o bardzo kiepskiej sylwetce i raczej niezbyt imponującym stylu jazdy. Mimo wszystko potrafił robić niezłe wyniki i przez moment był jednym z najlepszych seniorów 1. ligi. Zawsze jednak miał też tendencję do licznych upadków. Wiele osób uważa, że gdyby je wszystkie policzyć, będzie tego więcej niż u Adriana Miedzińskiego, kojarzonego z takimi sytuacjami jeszcze mocniej.Od jakiegoś czasu jednak Gała zdecydowanie przesadza, bo niemal w każdych zawodach leży lub kogoś przewraca. W Pile podczas IMP wjechał w Piotra Pawlickiego. Zawodnik Betard Sparty na skutek tego złamał nogę, a jego drużyna została postawiona w trudnym położeniu. Oczywiście Gała niczego nie zrobił celowo, ale w środowisku trwają dyskusje na temat tego, czy coś można z tym zrobić. Duński talent mówi o ofertach z polskiej ligi. W co on gra? Sam chciał przerwy. Pora na następną? Jeszcze nie awansowali. Więcej nikogo nie zlekceważą? Kilka tygodni temu, po licznych upadkach, Adrian Gała sam postanowił na moment zawiesić karierę, odpocząć, złapać trochę dystansu. Widocznie miał świadomość problemu. Niewiele to jednak dało, bo krótka pauza niczego w zasadzie nie zmieniła. Gała nadal upada i przewraca innych. Nie da się ukryć, że coraz bardziej daje to do myślenia, bo przecież za chwilę może zrobić sobie lub komuś dużą krzywdę. Upadki wynikają przede wszystkim z braków technicznych, bo Gała ma bardzo kiepską sylwetkę. Niektórzy uważają, że należy wysłać go na przymusową naukę żużlowego rzemiosła. Inni idą jeszcze dalej, mówiąc że Gała powinien ponownie podejść do egzaminu na licencję. To drugie rozwiązanie wydaje się bez sensu, bo przecież egzamin bez problemu zda. Co zatem można zrobić? Może najlepszym wyjściem byłoby jakieś spotkanie osoby z autorytetem (Dobrucki, Cieślak) z samym Gałą, na pewno świadomym problemu. W ostateczności może jakaś przymusowa, dłuższa przerwa. Tu trzeba reagować, bo groźnych sytuacji z udziałem Gały jest mnóstwo.