Pod koniec 2022 roku przygoda Fredrika Lindgrena oraz zielona-energia.com Włókniarza ku uciesze kibiców wreszcie dobiegła końca. Dlaczego wreszcie? Ano dlatego, że od kilku lat Szwed co rusz irytował najwierniejszych sympatyków klubu swoją postawą i podczas gdy na arenie międzynarodowej zdobywał medale mistrzostw świata, czy stawał na podium pojedynczych rund Grand Prix, w lidze regularnie potrafili go pokonywać o wiele gorsi na papierze zawodnicy. I tak oto fanom w zielono-białych szalikach średnio kilka razy w sezonie puszczały nerwy. Dawali oni upust swojej złości w mediach społecznościowych, czy czasem nawet na stadionie, wygwizdując żużlowca. Z jednej strony nie ma co im się dziwić. Z drugiej jednak 37-latek miał solidną linię obrony, a mianowicie jako przyczynę słabszej dyspozycji wskazywał koronawirusa, który strasznie osłabił jego organizm. Ponadto bardzo ufał mu prezes Michał Świącik, lecz do czasu. W listopadzie tego roku doszło bowiem do spektakularnej wymiany na linii Motor - Włókniarz i do Częstochowy za Fredrika Lindgrena przybył Mikkel Michelsen. Szwed z kolei przeniesie się około 400 kilometrów na wschód kraju. - Czuję, że Motor Lublin jest w tej chwili klubem na wyższym poziomie. Pracownicy klubu są profesjonalistami w tym co robią. Stworzono tu silną drużynę, która może obronić tytuł w sezonie 2023 i taki też jest nasz cel. Nie mogę się doczekać aż zacznę z nimi pracować i jeździć z kolegami z nowego zespołu - oznajmił nowy nabytek obecnych mistrzów kraju w materiale nagranym przez PGE Ekstraligę. Fredrik Lindgren nigdzie się nie rusza Kibice bacznie śledzący karierę szwedzkiego żużlowca przez dobre kilka tygodni zastanawiali się też co dalej z jego dopiero co wybudowanym domem w Częstochowie. 37-latek swoją przyszłość planował właśnie w świętym mieście. Jak się okazuje, przejście do innego klubu akurat w tym temacie nie za wiele zmieni. - Nadal będę mieszkać w Częstochowie, gdzie mam swój dom, który budowałem kilka lat temu. Do Lublina będę przyjeżdżał w weekendy - dodał. Czy lubelscy fani mają z tego powodu obawy do niepokoju? Zdecydowanie nie, bo czterysta kilometrów przy dobrych wiatrach da się pokonać tak naprawdę w niecałe cztery godziny. Zdecydowanie większy problem chociażby przed Bartoszem Zmarzlikiem. Ten jednak prawdopodobnie skorzysta z usług awionetki. Nie tylko oszczędzi to czas, ale i pozwoli mu spędzać więcej cennych chwil z rodziną. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata