Choć Sławomirowi i Maksymowi od kilku lat nie jest za bardzo po drodze, to genów nie da się oszukać. Zawodnik Motoru Lublin przypomina swojego ojca nie tylko szybką jazdą i sylwetką obieraną na motocyklu, ale nawet zachowaniem w parku maszyn. Obaj szokują swoimi medialnymi wypowiedziami, choć czynią na dwa zupełnie różne sposoby. Drabik senior znany był z ostrego poczucia humoru i przaśnych dowcipów. - Zmieniłem łychę zwykłą na dwunastoletnią - odpowiedział niegdyś dziennikarzowi dopytującemu o przyczyny poprawy formy. Jego syn obrał inną taktykę - bryluje hiperpoprawną polszczyzną i literackimi zwrotami. W świecie żużla budzi to szok nie mniejszy od opowieści o zaminowanym torze w Zielonej Górze (kolejny greps Sławomira). Profesor Miodek miałby z Drabikami duży problem. Jak się okazuje, obu Drabików łączą też udane powroty z zawieszeń. Kiedy Sławomir wrócił z przymusowych wakacji (policja zabrała mu prawo jazdy za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, a ten dokument był jeszcze wówczas konieczny do jazdy w oficjlalnych zawodach żużlowych), to z marszu został indywidualnym mistrzem kraju. Jego syn po rocznej przerwie również wrócił jeszcze silniejszy - jest jednym z najważniejszych ogniw Motoru Lublin, zespołu absolutnie dominującego nad całą PGE Ekstraligą. Jego fenomenalna dyspozycja nie uszła uwadze włodarzy polskiego żużla, którzy nagrodzili go dziką kartą na najbardziej prestiżowy turniej żużlowy organizowany w Polsce - Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie. Maksym Drabik na stałe zagości w cyklu? Nic nie wskazuje na to, by 24-latek miał w najbliższym czasie wyhamować swój rozwój. Najprawdopodobniej już wkrótce podejmie on próbę awansu do grona stałych uczestników cyklu. Przed dwudziestoma kilkoma laty należał do nich jego ojciec, więc gdyby Maksymowi udało się wdrapać na ów żużlowy Olimp, to Drabikowie z marszu staliby się najlepszą parą tata - dziecko w nowożytnych dziejach czarnego sportu. Póki co jest to jednak wyłącznie melodia przyszłości, a my powinniśmy skupić się raczej na tym, co Drabik może zaprezentować w Warszawie. Może zaś całkiem sporo, bo niektórym ze swoich sobotnich rywali zdołał już pokazać plecy w bieżącym sezonie PGE Ekstraligi. Tegoroczna stawka jest zresztą wyrównana do tego stopnia, że nawet Matej Zagar potrafił w Chorwacji mieszać szyki faworytom. Zawodnika Motoru warto mieć na oku.