Żużel w Niemczech to zupełnie inna dyscyplina niż w Polsce, w sensie atmosfery, presji (a raczej jej braku) czy relacji kibicowskich. To dla wszystkich uczestników rywalizacji - łącznie z zawodnikami - po prostu jeden, wielki festyn. Nikogo nie dziwią piwa otwierane przez żużlowców po zawodach czy papierosy w ustach uczestników biegu, który ma się rozpocząć za pięć minut. W Niemczech to może nie standard, ale rzecz całkowicie normalna, traktowana jak element zawodów. Stąd też być może zachowanie samych żużlowców, które zmienia się gdy tam pojadą. Mieliśmy wiele okazji do rozmowy z zawodnikami, którzy co niedzielę zmagają się z potężną presją, jaka towarzyszy im podczas startów w ligach polskich. W Niemczech to są w ogóle inni ludzie. Luźni, uśmiechnięci, nieodmawiający kibicom rozmowy nawet podczas zawodów! Wyobraźmy sobie reakcję wielu żużlowców, których jakiś fan zaczepiłby w trakcie meczu. Najpewniej spotkałoby się to z reakcją obcesową, a następnie interwencją ochrony. Za naszą zachodnią granicą wygląda to inaczej, ale też są zupełnie inne pieniądze. Mistrz świata zatańczył ze swoim mechanikiem Podczas niedawno rozegranych zawodów Night of the Fights w Cloppenburgu, na dziki taniec radości jeszcze w kasku i kevlarze zdecydował się Martin Smolinski, sensacyjny triumfator GP w Auckland 2014. Zawodnik po biegu złapał mechanika i zaczął z nim... tak po prostu tańczyć na torze. Nikt na trybunach nie był tym specjalnie zaszokowany, ludzie wręcz dołączyli się do zabawy. Wszystkim dopisywał dobry humor, więc po co ktoś miałby sobie odmawiać tańca, skoro dokładnie na to ma właśnie ochotę? A Smolinski tydzień później miał już stricte sportowy powód do podobnej radości. W rodzimym Muhldorf zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata w long tracku, czyli odmianie żużla na długim torze, za którą Niemcy bardzo przepadają. Tym samym Smolinski dołączył do grona tych najbardziej "uniwersalnych" żużlowców, którzy sukcesy mają w różnych formach tej dyscypliny. Kilka lat temu mistrzem świata na długim torze był także choćby Dimitri Berge.