- To koło z kolcami działa jak piła tarczowa. Kiedyś motocykl przejechał po zawodniku, który stracił nogę. Ja miałem spotkanie z przednim kołem mojej maszyny, po którym poraniłem sobie nogę. Ten sport i te kolce budzą respekt - mówił nam niedawno Michał Knapp, reprezentant Polski w żużlu na lodzie. To cud, że Harald Simon wyszedł z tego bez szwanku W drugim dniu mistrzostw Europy na lodzie w Sanoku nieszczęście było o włos. Sam wypadek wyglądał makabrycznie, a kibice, którzy byli na zawodach, z pewnością zapamiętają to na długo. To cud, że Harald Simon tego dnia stanął na podium. Simon, odbierając nagrodę miał jedynie plaster na nosie. Większość widząc to, kręciła z niedowierzaniem głową. Chwilę wcześniej widzieli, jak Simon upada na lód i jedzie na plecach, nie mając kompletnie kontroli nad swoim ciałem. Motocykl żużlowca, którego koła uzbrojone są w 300 sztuk metalowych kolców, fruwał w powietrzu. To się naprawdę mogło źle skończyć. Michał Knapp przez kolce miał poharataną nogę Cytowany przez nas na wstępie Knapp przyznał szczerze, że kolce działają na wyobraźnię zawodnika. - Na pewno te kolce budzą respekt. To mierzące 28 milimetrów szpili ze stali, które na ludzkie ciało działają, jak piła tarczowa. Każdy powinien się ich bać. Knapp kiedyś przez te kolce poranił sobie nogę. - Podczas treningu na jeziorze upadłem i miałem bliskie spotkanie z moim własnym motocyklem. Przednie koło jeszcze się kręciło. Kolce przecięły kevlar i mocno poraniły nogę. Ta wyglądała, jakbym się spotkał z dzikim kotem. Simon miał więcej szczęścia, bo skończyło się na opatrunku z plastra. W sumie, mimo sporej liczby upadków nikt w Sanoku nie ucierpiał, nikt nie musiał jechać do szpitala. Po pierwszym dniu wycofał się Frank Zorn, ale i on nie doznał jakiejś poważnej kontuzji.