Stawka tegorocznych uczestników Grand Prix sprzyja komuś takiemu, jak Zmarzlik właśnie. Nie ma już rywala, który jedzie jak zaprogramowany cyborg (zeszłoroczny Łaguta). Jest za to wielu takich, którzy w jednych zawodach stają na podium, a w innych nie wchodzą do półfinału. W taki sposób na dłuższą metę nie da się walczyć o złoto. Zmarzlik w tym roku nie błyszczy, ale zawsze jest w TOP 8. Niemniej zaskakujące jest to, że od kwietnia nie wygrał turnieju. Po Gorican wydawało się, że Polak będzie nie do złapania, że zwycięży co najmniej w połowie turniejów. Od tego czasu jednak jedzie równo, ale jak na siebie bez rewelacji. Ostatnio nie wszedł nawet do finału, a drugie z rzędu zawody wygrał Daniel Bewley, który jednak w klasyfikacji generalnej raczej w żaden sposób Zmarzlikowi nie zagraża. Bardziej należałoby obawiać się Leona Madsena. Czy Zmarzlik może jeszcze stracić złoto? Polak ma w klasyfikacji 16 punktów przewagi nad rywalem z Danii. Gdyby Zmarzlikowi zdarzyło się na przykład nie wejść do półfinału, a Madsen by zawody wygrał, odrabiając około 10 punktów, mogłoby się jeszcze zrobić nerwowo. Być może faktycznie w tej formule nie ma potrzeby stawania na podium co dwa tygodnie, ale gołym okiem widać, że Zmarzlik nieco przygasł. A przewaga nie daje jeszcze gwarancji zdobycia złota. Wielu typowało, że już w Vojens Zmarzlik może "klepnąć" kolejny tytuł mistrzowski. Już teraz wiadomo, że tak nie będzie. Kto wie, czy koniec końców nie okaże się, że dopiero w ostatniej rundzie w Toruniu żużlowiec Stali oficjalnie powróci na tron. No i pamiętajmy, że Madsen to żużlowiec, który najczęściej szczytową formę łapie pod koniec sezonu. Trzy lata temu mocno nastraszył Zmarzlika, gdy odjechał kapitalne zawody w Toruniu właśnie. Polak musi mieć się na baczności, bo 16 punktów to wbrew pozorom nie jest aż tak dużo. Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?