- Problem pojawił się w niższych ligach. Zaobserwowaliśmy ostatnio dwa takie przypadki - mówi Leszek Demski z GKSŻ na łamach polskizuzel.pl. Dramat Rempały pokazał, jak ważny jest kask Kask stanowi w żużlu bardzo ważny element. To ochrona głowy, która w czarnym sporcie jest szczególnie narażona na ciężkie kontuzje. Uderzenia w twardy tor po upadkach są często tak mocne, że czasem nawet i ten kask to za mało. Żużlowcy doznają przecież wstrząśnień, tracą przytomność. Jakby jednak nie spojrzeć ten kask, nawet w trakcie tych ekstremalnie ciężkich wypadków spełnia swoją rolę. Gdyby nie on, to wiele kraks zakończyłoby się tragicznie. Wystarczy wspomnieć w tym miejscu wypadek Krystiana Rempały, któremu kask zsunął się z głowy i doznał tak poważnych obrażeń, że kilka dni po wypadku zmarł w szpitalu. Okazuje się jednak, że zawodnikom brakuje wyobraźni, bo wolą założyć uszkodzony, pęknięty kask, niż zainwestować tysiąc złotych w nowy. Demski: Może pęknąć głowa, nie kask - Zawodnicy próbują korzystać z uszkodzonych kasków po renowacji, na których nie widać już pęknięcia. Takie próby są jednak bez problemu wyłapywane. Żużlowcom zapewne chodzi o ograniczenie kosztów, ale to bardzo niebezpieczne. Jeśli kask został wycofany, to znaczy, że był poważnie uszkodzony. On nie może być ponownie używany, bo nie spełni swojej roli. Chciałbym zatem zaapelować o zdrowy rozsądek. Zdrowie i życie jest tylko jedno. Jeśli zawodnik zaliczy drugi groźny upadek, to tym razem może pęknąć głowa, a nie kask - tłumaczy Demski. Użycie uszkodzonych kasków zostało wyłapane w trakcie kontroli technicznych. Wychodzi na to, że związek powinien wrócić do starych metod i wycinać metki z homologacją w uszkodzonych kaskach. A jeszcze lepiej byłoby takie pęknięte kaski zawodnikom zabierać. Tego jednak robić nie można, bo to własność żużlowców. Szkoda tylko, że ci nie zdają sobie sprawy, że tych pękniętych kasków nie powinno się dalej używać.