Od lat mówiło się, że Marek Cieślak to najlepszy trener żużlowy w kraju. Miały na to wskazywać jego wyniki, doświadczenie i opinie samych zawodników. Niemal zawsze jednak przy okazji sukcesów Cieślak miał do dyspozycji gwiazdorski zespół, który w odczuciu wielu osób był tak zwanym "samograjem", który niezależnie od trenera i tak zdobyłby złoto. Sukcesów Cieślak miał jednak tak dużo, że trudno było podważać jego umiejętności. Wciąż czekano jednak na to, aż w końcu dostanie do poprowadzenia drużynę, która nie będzie złożona z wielkich nazwisk. Cieślak wcześniej trenował też Unię Tarnów czy ROW Rybnik, nie mając z tymi ekipami jakichś wielkich wyników. Sprawdzianem dla niego miał być Orzeł, w którym zawsze jest wielkie parcie na wynik, bo w mieście jest piękny stadion, są pieniądze. Brak tylko... wyniku. Nawet on nie dał rady. Co dalej? Cieślak przez cały sezon w Łodzi zmagał się z wieloma problemami. Ekipa nie jechała na miarę oczekiwań, sprowadzono nawet niemal 50-letniego Runego Holtę, a jego wielkim zwolennikiem miał być właśnie Cieślak, bo panowie sporo wspólnie wygrali w reprezentacji Polski. Holta to jednak już tylko nazwisko, a Orzeł do końca sezonu bronił się przed spadkiem, ostatecznie dopinając swego w mocno szczęśliwych okolicznościach. I na niewiele zdał się tu wielki kunszt Cieślaka. Co dalej z wielkim trenerem? Cieślak ma już 73 lata. Starszy od niego wśród trenerów czy menedżerów jest jedynie Jan Ząbik, który niejako z przymusu prowadzi obecnie Apatora Toruń. Sam Cieślak między wierszami dał już niejeden raz do zrozumienia, że chciałby trochę odpocząć. Póki zdrowie dopisuje, może rzeczywiście lepiej żeby zmienił priorytety. W żużlu swoje już wygrał, ale przy tym trzeba otwarcie powiedzieć - miał sporo szczęścia. Gdy przychodzi do prowadzenia słabszej ekipy, sukcesów już nie ma.